Wrocławski klub Firlej wystartował w tym roku z serią koncertów mającą za zadanie przybliżyć nam berlińską scenę muzyczną. Okazuje się, że Berlin to nie tylko techno, ale i sporo nowoczesnego popu, songwriterów czy dziwnego rocka. W tę ostatnią kategorię wpisuje się zespół, który sam swoją muzykę nazywa Transcendental Krautgaze. Czyli mówiąc po ludzku psychodeliczny rock przywołujący na myśl Tame Impalę. Suns Of Thyme, bo o nich mowa, na scenie Firleja pojawili się u boku włoskiego zespołu Juggernaut i duetu Odd Couple, który… składa się z dwóch muzyków grających w Suns Of Thyme. Ja miałem okazję rozmawiać z Timem, gitarzystą oraz Tobiasem, gitarzystą i wokalistą Suns Of Thyme, którzy akurat w Odd Couple nie grają. Od ich spojrzenia na poboczny projekt kolegów zaczęliśmy rozmowę.
Piotr Machała: W czasie kiedy będzie grało Juggernaut wasi koledzy będą mieli chwilę na odpoczynek, po której znowu będą musieli zagrać.
TIM: Dwóch z nas gra w Odd Couple i faktycznie będą mieli krótką przerwę zanim wyjdą z nami znowu na scenę. Myślę, że to jest super. W następnym roku nie będziemy już grali takich podwójnych koncertów, więc dobrze jest mieć jeszcze kilka ostatnich wspólnych występów. Podróżowanie jako dwa zespoły jest zawsze skomplikowane.
A jak się z tym czujecie, że członkowie waszego zespołu grają przed wami?
TIM: Robiliśmy to przez ostatnie 2-3 lata. Od samego początku, od kiedy założyliśmy zespół było jasne, że istnieje również druga grupa. Na początku, zanim nagrali płytę, często graliśmy koncerty, na których oni tak jakby grali bisy. Robiliśmy show Suns Of Thyme, a Odd Couple na sam koniec grało 3 piosenki. Później zagraliśmy kilka koncertów razem. Lubimy ich muzykę. Pozostała trójka, która nie jest w Odd Couple, jest chyba ich największymi fanami. Więc cieszę się, że mogę ich oglądać.
Nie pomyśleliście kiedyś, że którąś z piosenek Odd Couple chcielibyście grać jako Suns Of Thyme?
TOBIAS: Zdecydowanie nie. Tak jak jest jest perfekcyjnie, bo muzyka bardzo się różni. Piosenki świetnie się sprawdzają tak jak są grane, czyli w duecie. Zagrane przez Suns Of Thyme byłyby czymś zupełnie innym. W drugą stronę byłoby tak samo. Piosenki są tak napisane, że to działa dla nas pięciu, albo tylko dla ich dwójki.
TIM: Duże znaczenie ma też styl grania poszczególnych muzyków. Jascha, który gra na perkusji w Suns Of Thyme, gra na gitarze w Odd Couple. Na gitarze gra w sposób na jaki ani ja ani Tobias nigdy byśmy nie wpadli. Mamy więc trzech gitarzystów grających inaczej. Oni grają zupełnie inaczej. Tak samo jeśli chodzi o perkusję. Bębny w Suns Of Thyme i Odd Couple brzmią zupełnie inaczej. Piosenki od początku idą w dwóch różnych kierunkach. My więc czerpiemy przyjemność tylko ze słuchania ich.
TOBIAS: To po prostu inny zespół.
Wasze brzmienie jest w ogóle nienowoczesne, przywołujące na myśl stary rock psychodeliczny. Słuchacie więc nowej muzyki? Interesują was obecne trendy? Czy tak jak np. The Black Keys chodzi wam po prostu o nagrywanie dobrych piosenek bez większej analizy?
TOBIAS: Myślę, że mamy jakieś wpływy, które oczywiście pochodzą z przeszłości. Ale również bardzo mocno interesujemy się tym co jest nowe. Na przykład Tim właśnie powiedział mi o takim facecie nazwiskiem Morgan Delt. Jego muzyka jest świetna. On również ma takie stare czucie, ale jego brzmienie jest bardzo nowoczesne. Myślę, że to jest coś, co również my robimy. Nie chodzi o bezpośrednie porównanie, ale ogólną ideę. Możesz mieć wpływy z przeszłości, ale trzeba starać się znaleźć nowe brzmienie. I wykorzystywać możliwości, których ludzie z przeszłości nie mieli. Więc myślę, że robimy coś nowego, nowoczesne brzmienie z odrobiną ducha przeszłości.
TIM: Odniesienie, które przywołałeś, czyli The Black Keys pasowałoby do Odd Couple. Tak jak powiedziałeś bardzo istotne jest żeby pisać dobre piosenki. The Black Keys również nie mają brzmienia, które byłoby stare. Grają dobre piosenki w nowoczesny sposób. Tak jest z wieloma nowymi zespołami dzisiaj. Spójrz na to co działo się 60 lat przed tobą, ale masz również nowe technologie i nowe idee. Również sposób słuchania się zmienia. Dzisiaj nie zagrałbyś już ośmiominutowych utworów, w których nic się nie zmienia, ale których im dłużej się słucha tym bardziej można je poznać, zobaczyć strukturę, co jest interesujące. To kiedyś było interesujące, to przyciągało słuchaczy. Mogłeś grać siedmiominutowe kawałki, w których generalnie nic się nie działo, bo słuchacz nie mógł ich sobie w kółko ponownie odtwarzać. Tak zmienił się odbiór muzyki. To przekłada się na to jak się ją teraz tworzy.
Więc jak wy dzisiaj słuchacie muzyki? Słuchacie jednego albumu w kółko?
TOBIAS: To zależy. Może tak być. Ale czasem masz album, który jest na serio dobrze zrobiony, ale po dwóch czy trzech przesłuchaniach masz go dosyć. Doceniasz jego jakość, ale on jest dla ciebie skończony. Inne albumy oczywiście stają się twoją osobistą klasyką i możesz ich słuchać w kółko.
TIM: Ludzie się zmieniają. Dzisiejsze pokolenie to pokolenie playlist. Tylko niektórzy słuchają całych albumów. Piosenka staje się bardziej ważna. Oczywiście nowe zespoły dostarczają dobre albumy, ale z każdym rokiem mam coraz większe wrażenie, że zespoły nagrywają kilka świetnych piosenek, ale już nie tak dobre albumy. Oczywiście są wyjątki. To wszystko się zmienia, bo ludzie bardziej chcą słuchać piosenek niż albumów.
Pokolenie playlist o której wspomniałeś to coś bardzo ciekawego. Moim zdaniem pokolenia sprzed 10 czy 15 lat mogłeś opisać kilkoma albumami, których się słuchało. Za mojej młodości mogłeś być fanem techno, hip hopu albo metalu, ale wszyscy spotykali się gdzieś pośrodku przy Rage Against The Machine albo The Prodigy. Były płyty, które doceniali dosłownie wszyscy. A dzisiaj czegoś takiego już nie ma.
TIM: Faktycznie ciężko jest wskazać jakiś jeden zespół, który jest teraz najważniejszy. Ale z drugiej strony to jest dobra rzecz. Bo z drugiej strony ludzie dzisiaj mają dużo bardziej otwarte umysły. Myślę, że to działa równolegle. Jeśli pójdziesz na koncert jakiegoś zespołu to oczekujesz, że ten zespół będzie grał w jakimś stylu. Chcesz konkretnego koncertu. Ale muzyka, której słuchasz w domu to mogą być wszystkie style. Na playliście masz wszystko pomieszane. Jednak na koncercie ludzie chcą czegoś, co mogą włożyć do konkretnej szufladki. Mam nadzieję, że to będzie kolejna rzecz, która się zmieni, że ludzie będą również otwarci na koncertach. Tak naprawdę to jest coś, co my staramy się uzyskać. Chcemy, żeby każda piosenka różniła się od pozostałych. Czasem na koncertach czujemy, że ludzie mają problem z niektórymi piosenkami, bo nie pasują one do szufladki do której nas wcześniej włożyli. Myślę, że to będzie następny duży krok. Myślę, że ludzie będą bardziej otwarci, a zespoły będą więcej eksperymentowały ze swoimi piosenkami. Ale tak, ciężko jest znaleźć album, który by definiował ostatnią dekadę. To już się skończyło. Spotify i ogólnie streamingowanie to zniszczyło.
Widziałem was już wcześniej podczas Berlin Festivalu. To było bardzo ciekawe miejsce, bo było tam bardzo dużo artystów stacjonujących w Berlinie. Większość to było techno, dużo hip hopu no i wy. Więc tak teraz wygląda brzmienie Berlina?
TIM: Berlin Festival to jest trudny przykład, bo moim zdaniem ta impreza nie wypaliła zbyt dobrze. Chodzi o dobór artystów i jak ich ze sobą zestawili. Nie był zaplanowany zbyt dobrze. Cała idea, żeby zebrać każdy kawałek muzyki, która jest interesująca w Berlinie razem jest naprawdę dobra. Myślę, że w tym roku to nie zadziałało. Myślę, że było kilku artystów, którzy nie zainteresowali zbyt wielu ludzi. My czuliśmy jakby każdy na tym festiwalu szukał czegoś ciekawego, ale nikt nie był tak naprawdę zadowolony z tego co dostał.
TOBIAS: Wszystko było też rozproszone. Mieliśmy uczucie, że nikt nie wiedział, że gramy. To było dziwne. Tak dużo rzeczy działo się na tak dużym terenie. Dodatkowo rzeczy, które nie są typowe dla festiwali. Oczywiście tak to działa na dużych festiwalach, że jest dużo scen itd. Ale na Berlin Festivalu czułem się jak w labiryncie. Nie miałeś pojęcia gdzie jesteś i jak dotrzeć na kolejny koncert. Takie miałem odczucie.
A widzieliście tam coś ciekawego? Podobał się wam jakiś koncert?
TIM: Kolejny minus był taki, że organizacja sceny, na której graliśmy nie była zbyt dobra. Musieliśmy sami zajmować się i pilnować naszego sprzętu. Nie mogliśmy więc za dużo zobaczyć. Widziałem trochę koncertu wokalistki Moloko, Róisin Murphy. Widziałem też zespół, który grał po nas. Zespół z Australii, zapomniałem jak się nazywali (Money For Rope). Szaleli na scenie, to było interesujące. Muzyka nie była aż tak dobra, bardziej chodziło o show. Było nawet zabawnie. Jak przenosiliśmy nasz sprzęt do samochodu to na scenie była jakaś drag queen. To też było dziwne. Ale tak jak powiedziałem tam było wszystko co dzieje się w Berlinie w jednym miejscu. Przynajmniej tak to spróbowali zrobić. Nie zadziałało, ale przynajmniej spróbowali. A drag queen to również duża rzecz w Berlinie.
Niestety nie widziałem całego waszego koncertu, bo w tym czasie grało bodajże Rudimental, których musiałem zobaczyć.
TIM: Przez nich musiałem zmienić moją DJską ksywkę. Używałem jej z pięć lat temu. Później oni się pojawili. A ja puszczałem muzykę z mojej kolekcji winyli. To był rock n’ roll – muzyka, której słuchałem. Nie wydawałem na to jakoś bardzo dużo pieniędzy, bo większość wydaję na sprzęt dla zespołu. Ale jakbym mógł kupować więcej płyt, to grywałbym więcej jako DJ w barach. Chciano, żebym miał jakąś ksywkę, więc postawiłem na Rudi Mental, złożone z dwóch słów. Ale później pojawili się oni, więc skoro ludzie zaczęli myśleć, że ja to oni i musiałem się tłumaczyć, to po prostu przestałem jej używać. Teraz nie mam już ksywki, występuję pod swoim nazwiskiem z dopiskiem „Suns Of Thyme”, tak żeby ludzie mnie kojarzyli. Jeśli już to robię, to raczej w rockowych klubach i ludzie mają możliwość połączenia tego z zespołem. Jeśli się zainteresują to może sprawdzą zespół.
Wielu artystów powtarza jaki to Berlin jest wspaniały i jak dużą inspiracją dla nich był. Dalej tak jest? Berlin to magiczne miejsce?
TOBIAS: Myślę, że może być. Bez tego miasta nigdy nie mielibyśmy szansy na spotkanie się. Wszyscy do niego przyjechaliśmy z zamiarem tworzenia muzyki i spotkania odpowiednich ludzi. I to zadziałało. Więc może być takim miejscem. Ale jest w nim również dużo pułapek. Musisz pamiętać co chcesz robić i skupić się na tym, bo możesz się zgubić.
TIM: Możesz zatracić się w ciągłym imprezowaniu, chodząc na techno i spotykając rzeszę ludzi, którzy też chcą coś zrobić, ale są tak samo zagubieni jak ty. To jest ciężkie, więc my się cieszymy, że odnaleźliśmy resztę zespołu. Cała nasza piątka spotkała się zanim zagubiła się w tym mieście. Mówiąc o takim Davidzie Bowiem albo Lou Reedzie musisz pamiętać, że oni pochodzili z USA i kiedy oni mieszkali w Berlinie to miasto ciągle było podzielone. Całe miasto było jak opuszczona strefa, były w nim nielegalne bary. Tego już nie ma, tamten Berlin już odszedł. Ale to ciągle miasto, do którego przyjeżdżają artyści, żeby pracować. To wibrujące miejsce, w którym możesz spotkać ludzi. W ten sposób poznaliśmy reżysera naszego pierwszego klipu. On po prostu chciał z nami pracować. Takie rzeczy tak prosto nie zdarzają się gdzie indziej.
Dwa lata po sformowaniu zespołu wydaliście album od którego znowu minęły dwa lata. To co teraz?
TOBIAS: Pracujemy w tej chwili nad nowym albumem. Nagraliśmy go latem. Byliśmy na małej farmie. Nagraliśmy wszystko i teraz to miksujemy. Wydamy go w połowie przyszłego roku.
Rozmawiał Piotr Machała
Wywiad został wyemitowany w Radiu LUZ, dn. 17.11.2015