Zakończenie działalności zespołu zawsze jest niezręcznym momentem. Szczególnie, gdy jest się jedną z najbardziej rozpoznawalnych i cenionych ikon post rocka. W tym roku swoją pożegnalną trasę zagrał skład Maybeshewill. I jest to zapewne jeden z ostatnich wywiadów, które kiedykolwiek udzielili.
Piotr Machała: Cieszę się, że przyjechaliście znowu do Wrocławia. Ale trochę mi smutno, bo mówicie że to będzie po raz ostatni.
John: Nam też jest smutno, ale taką decyzję podjęliśmy. Niestety taka była konieczność. Musimy w życiu zająć się innymi sprawami. Położyć nacisk na inne muzyczne i niemuzyczne projekty. Więc to jest smutne, ale również ekscytujące, jak pomyślę o tych wszystkich sprawach, które się szykują.
Łukasz Sidorkiewicz: Jak to jest grać ostatnią trasę? Wiedząc, że to są ostatnie koncerty – dajecie z siebie więcej niż 100% żeby fani dobrze zapamiętali Maybeshewill?
Robin: Nie wydaje mi się żebyśmy dawali z siebie więcej niż podczas poprzednich tras.
John: Nie możesz dać więcej niż 100%, to matematycznie niemożliwe.
Robin: Ta trasa oczywiście jest inna. Wiemy, że wszystko zmierza ku końcowi. Przez to jest bardziej emocjonalna. Podczas każdego koncertu albo później podczas rozmów z fanami robi się przygnębiająco, bo wiesz, że to ostatni raz kiedy przyjeżdżasz do tego miejsca. Przynajmniej jako Maybeshewill. Więc częściowo jest to smutne, ale z drugiej strony koncerty są niesamowite. Wszyscy uczestniczą w nich z pasją. To jest bardzo pozytywne. To dziwna mikstura szczęścia i smutku.
John: Dobrze jest czerpać z tego przyjemność, to pozytywna strona końca zespołu. Nigdy nie zrobiliśmy kroku wstecz. Gramy teraz największe koncerty w historii. Dużo ludzi przychodzi na nasze występy. Wiedząc, że to koniec próbują wyciągnąć z niego jak najwięcej. Coś co zauważyłem to to, że podczas tej trasy mało osób nagrywa koncert na komórkę. Normalnie podczas niektórych utworów jest mnóstwo telefonów w górze. Ale myślę, że tym razem ludzie chcą jak najwięcej z tego czerpać. To miłe, pozwala się poczuć specjalnie, kiedy wszyscy na sali próbują cieszyć się tą chwilą. To coś specjalnego.
Piotr: Finałowy koncert w londyńskim Koko będzie czymś dużym, wyjątkowym?
Robin: To będzie największy nasz koncert w historii. Kiedy graliśmy w Londynie podczas naszej poprzedniej trasy miejsce było o połowę mniejsze. Zrobiliśmy wielki krok. To klub na 1400 osób, to będzie ogromny koncert. Jesteśmy bardzo podekscytowani, ale również bardzo nerwowi z tego powodu.
Piotr: Zamierzacie go sfilmować?
Robin: Taki jest plan.
John: Biorąc pod uwagę techniczne możliwości i okoliczności chyba powinniśmy to zrobić, bo to będzie specjalna noc. Będziemy mogli uwiecznić wszystkie nasze łzy. Zobaczycie jakie z nas beksy. Bez gadania, musimy to zrobić.
Robin: Ja będę musiał pomyśleć o jakimś backupie jakbym za bardzo zaczął z ludźmi szaleć. I mikrofonach na scenie żebym mógł się komunikować z publiką.
John: Wcześniej o tym nie myśleliśmy. Początek tej trasy był bardzo emocjonujący, pierwsze koncerty. Myślę, że teraz jesteśmy już jakby w rutynowej trasie. Koncerty są ciągle emocjonujące i każdy jest dla nas specjalny, ale znowu jesteśmy normalnym zespołem. Ale zdajemy sobie sprawę, że to ostatnia trasa i nie wrócimy już więcej w tym składzie.
Robin: Szczególnie, że Londyn to dla nas jakby domowe terytorium. To nie jest do końca nasze miasto, ale ja i John pochodzimy z Londynu. Zagraliśmy tam wiele wspaniałych koncertów. To będzie naprawdę smutna rzecz, powiedzieć tam „do widzenia”.
Łukasz: Przed tą trasą napisaliście, że czas wrócić do rzeczywistości? Co to dla was znaczy? Jak wygląda wasze normalne życie?
John: W tym momencie żyjemy w zespole, w bańce. Ona istnieje w trasach i podczas koncertów. To wszystkie jest nierealne. Przez to jesteś w wielu dziwnych miejscach emocjonalnie i mentalnie. Codziennie. Codziennie grasz koncert dla ludzi, którzy zapłacili pieniądze żeby móc cię zobaczyć. To jest bardzo dziwna sprawa, kiedy doświadczasz tego codziennie. To niesamowite, ale nie jest prawdziwe. To dziwne.
Robin: Żyjąc w ten sposób musisz się liczyć z wieloma kompromisami w innych rejonach twojego życia. Musisz zachowywać się tak, żeby wszyscy wokół ciebie byli zadowoleni, musisz zachować pewien standard. Bardzo ciężko jest nie brzmieć niewdzięcznie za możliwość jaką mamy. Możliwość grania w zespole. Jesteśmy niesamowicie wdzięczni za ostatnich 10 lat. Te koncerty były niesamowite. Ale robisz to kosztem innych części twojego życia. Tych, w których jest więcej stabilności i w których jest bezpieczniej. Bycie w zespole opiera się na kompromisach i żonglowaniu takimi sprawami jak pieniądze i rozstania z rodziną. Dlatego możliwość zostawienia tego i prowadzenia normalnego życia jest w tym momencie dla nas ekscytująca. Gramy od kiedy skończyliśmy uniwersytet. Przez całe moje dorosłe życie jestem w zespole. Nie znam innego życia. My będziemy musieli nauczyć się rzeczy, które dla innych są oczywiste. To naprawdę ekscytujące.
Łukasz: Powróćmy do korzeni. Jak byłem dzieciakiem to słuchałem cięższej muzyki. Potem stopniowo przerzucałem się na słabsze. Wydaje mi się, że z wami było podobnie. Album „Not For Want of Trying” zawierał naprawdę mocne dźwięki. Po wielu latach na kolejnych albumach wasze brzmienie się zmieniało. Ostatni wasz album jest melancholijny, melodyjny. Dostrzegacie tę transformację? Kiedy postanowiliście, że złagodzicie brzmienie?
Robin: To było coś zauważalnego. Dla każdego członka zespołu inaczej, więc nie mogę wypowiadać się za wszystkich. Kiedy ja i John założyliśmy ten zespół to słuchaliśmy zdecydowanie ostrzejszej muzyki niż teraz. Pierwsze dwa albumy są faktycznie dość mocne, oparte na gitarach. Ale dotarliśmy do momentu, w którym byliśmy zmęczeni wykorzystaniem wszystkich możliwości grania takiej muzyki. Naturalnie chcesz eksperymentować z innymi brzmieniami i innymi instrumentami. Innymi sposobami tworzenia i nagrywania. Każdy kolejny album był naturalną progresją w stosunku do poprzedniego. Tak się po prostu stało, że zaczęliśmy mocno i agresywnie, a później rozwinęliśmy się w coś słabszego, melodyjniejszego, kinowego. Te elementy były z nami od samego początku. Na pierwszych albumach są takie utwory jak „He Films The Clouds”, który jest jednym z naszych najspokojniejszych utworów. Więc te elementy zawsze były częścią naszej muzyki. Myślę, że po prostu w pewnym momencie zaczęliśmy się na nich bardziej skupiać. Ale tak, wydaje mi się, że ten rozwój był świadomą sprawą.
John: Wydaje mi się, że grupa pięciu prawie trzydziestolatków nie nagrałaby takiego albumu jak „Not For Want of Trying”. Tak samo grupa dwudziestolatków nie napisałaby „Far Youth”. Te albumy reprezentują inny rozdział naszego życia.
Robin: Możesz zobaczyć jak się starzejemy. Kiedy słuchasz tych albumów dostrzegasz, że ci faceci się starzeją. To wszystko trwało przecież 10 lat. Więc zespół się zmienia, wpływy się zmieniają, pragnienia. Chcesz zmiany w muzyce.
John: Z perspektywy czasu „Not For Want of Trying” pełen jest pewnej naiwności. To słychać w piosenkach, ale to zaleta tego albumu. Zaletą „Far Youth” jest dojrzałość.
Robin: Oba te albumy mają co innego do zaoferowania. Ciężko byłoby powiedzieć, że jeden jest lepszy od drugiego.
John: To zależy od indywidualnych opinii.
Łukasz: Chciałbym zapytać o inne wydanie albumu „Not For Want of Trying” z 2010. Nazywało się „Japanese Spy Transcript” i zawierało dodatkowe utwory. Co to było?
Robin: To była EPka, którą nagraliśmy przed „Not For Want of Trying”. Była tylko wydana w Japonii. W ten sposób mogliśmy dać ludziom szansę usłyszenia jej, bo wcześniej była ciężko dostępna.
John: Była tylko wydana w Japonii. Kiedy ponownie wydaliśmy „Not For Want of Trying”, bo poprzednie wydanie się wyprzedało postanowiliśmy dodać te 4 utwory. To idea, którą zapożyczyliśmy od zespołów takich jak Fugazi, które zbierały swoje EPki i dodawały jako bonusy do swoich albumów.
Łukasz: Czuliście może, że te dodatkowe utwory nie pasują do reszty albumu?
John: Zawsze możesz posłuchać tylko albumu albo tylko EPki. Albo możesz posłuchać całości.
Robin: Tak łatwiej było to spakować, a decyzję o sposobie słuchania pozostawiliśmy ludziom.
John: Niektóre utwory jak „The Paris Hilton Sex Tape” się powtarzają.
Robin: Dokładnie, ten jeden utwór jest taki sam, ale oprócz tego jest demo „He Films The Clouds”. Jest więc wiele powiązań pomiędzy tą EPką i albumem. Ale EPka nie była wcześniej dostępna, dlatego postanowiliśmy je zebrać razem. To chyba był dobry pomysł, bo nakład się wyprzedał.
Piotr: Macie jakieś nagrania po szufladach, które nadają się do wydania? Może jakieś odrzuty?
Robin: Są pewne szkice, które nigdy nie stały się skończonymi utworami. Wiele z tych pomysłów zostało wykorzystanych w późniejszych kawałkach. Jest więc wiele demówek ale nic, co nadawałoby się do wydania, bo to były naprawdę podstawowe idee.
John: Proces kontroli jakości w Maybeshewill jest dość restrykcyjny. Więc idee albo rozwijają się w pełnoprawne piosenki albo są zapominane. Więc praktycznie wszystko co kiedykolwiek napisaliśmy zostało wydane. Wszystko co nie wydawało nam się wystarczająco dobre nie stawało się piosenką.
Łukasz: Jednym z singli z ostatniego albumu był kawałek „In Amber”, któremu towarzyszył teledysk. Chciałbym o niego spytać. Podoba mi się, ale nie do końca go rozumiem. Jest pełen osób, które szepczą, ale nie słychać co.
John: Właśnie o to chodzi, żebyś sam się tego domyślił. Idea była taka, że ten obraz był dwuznaczny, żebyś mógł mieć swoją własną interpretację. Oczywiście ma on sens. Ale to jest nasz osobisty sens.
Robin: O to właśnie chodzi w Maybeshewill. Chcemy tworzyć rzeczy których do końca nie wyjaśniamy. Tworząc muzykę instrumentalną nie jesteś ograniczany językiem, więc jest ona bardzo otwarta na interpretacje. Ludzie na całym świecie mogą jej słuchać i odbierać ją osobiście. O to nam cały czas chodziło grając tyle koncertów w tylu krajach. Instrumentalna muzyka tłumaczy się bardzo dobrze osobom, które nie mówią w tym samym języku co my. Myślę, że to był motyw przewodni tego co robiliśmy. Muzyka, sample, tytuły albumów. To wszystko czeka na interpretacje. Nie chcemy więc zbyt dużo zdradzać. Oczywiście mają specjalne znaczenie dla nas, ale to jest bardzo osobiste. Nie chcemy więc, żeby miało to wpływ na innych ludzi. Jeśli będą w stanie mieć do tego osobiste podejście to będzie coś pięknego.
John: Wiele z rzeczy, które pojawiają się w teledysku ma odniesienie do historii Maybeshewill. To co te osoby mówią wydarzyło się wcześniej w Maybeshewill. Jeśli uda ci się to wyłapać, to będziesz to wiedział. Ale my tego nie zdradzimy. Kilku rzeczom chciałem nadać dwuznaczność. Nie każdy może więc zrozumieć o co chodzi, nawet po kilku razach.
Robin: W rzeczach, w których robiliśmy oczywiście są wskazówki. Możesz wymyślić to gdzie wtedy byliśmy, o czym wtedy myśleliśmy i jaki był nasz pogląd na świat. Możesz więc poskładać te kawałki do kupy.
Łukasz: Interpretacja waszej muzyki jest otwarta, bo nie ma w niej słów, chociaż na poprzednich albumów korzystaliście z monologów. Po pewnym czasie zrezygnowaliście z tego.
Robin: Większość z nich to sample z filmów, które oglądaliśmy. Myśleliśmy, że brzmiałyby dobrze w towarzystwie naszej muzyki. Albo podobało nam się przesłanie, uważaliśmy, że jest na tyle istotne, że powinniśmy je gdzieś wkomponować. Jeden monolog John napisał specjalnie do utworu “Sing the World Hope In Four-Part Harmony”. Został przeczytany przez naszego przyjaciela. Został napisany jako coś, co miało dawać nadzieję. Czas kiedy ten utwór był pisany globalnie był dość ciężki. Byliśmy w środku kryzysu finansowego i na świecie nie działo się zbyt dobrze. Spróbowaliśmy więc zebrać w tym utworze przyjaciół. Myślę, że z tego to się wzięło. Większość sampli pochodzi jednak z filmów. Mają one ukazać to co czujemy i myślimy o świecie i polityce. Myślę, że podczas nagrywania ostatnich albumów nie czuliśmy takiej potrzeby. Chcieliśmy, żeby muzyka była bardziej ambitna. Użyliśmy więcej tekstur i instrumentów. Mieliśmy smyczki i instrumenty blaszane. Nie czuliśmy więc, że mamy jeszcze miejsce na sample. Nie czuliśmy się z nimi dobrze. Nie było więc sensu robić tego na siłę. Nie czuliśmy, że to jest nasza rzecz i koniecznie musimy to zrobić. Zaprzestanie z korzystania z nich było naturalną progresją. Chodziło o to, że utwory stały się bardziej napchane i uświadomiliśmy sobie, że nie ma już miejsca na sample. Ale ciągle mamy jakieś przesłanie, pojawia się ono w tytułach piosenek i w reszcie naszej twórczości, ale na sample zabrakło już miejsca.
Łukasz: Ostatnio na Reddicie byliście częścią program Ask Me Anything. Myślałem, że ludzie właśnie będą chcieli zadawać wam pytania, ale oni woleli podzielić się z wami swoimi historiami związanymi z waszą muzyką.
Robin: To było piękne.
John: Dostaliśmy dużo wiadomości na Facebooku i maili, w których ludzie opowiadali nam historie swoich związków, rozstań, bliskich, którzy odeszli. Wszystkiemu temu towarzyszyła nasza muzyka. Szczęśliwe i smutne wspomnienia związane z naszą muzyką. To bardzo miłe, że ludzie chcą się tym dzielić.
Robin: To jest jedna z najbardziej niesamowitych rzeczy kiedy możesz się przekonać o tym, że coś co stworzyłeś miało znaczenie w czyimś życiu w takim stopniu. Czują, że muszą to z siebie wyrzucić i podzielić się z tobą, osobą zupełnie obcą. Mówią, że to co stworzyłeś miało pozytywny wpływ na nich jako na osobę. To jest jedna z najlepszych rzeczy którą możesz usłyszeć.
Łukasz: Po tych wszystkich historiach, które usłyszeliście nie mieliście poczucia, że kiedyś możecie żałować decyzji o końcu Maybeshewill?
John: Być może, ale nasza muzyka przetrwa. Wielu z tych ludzi nigdy nie widziało nas na żywo. Stworzyliśmy coś co miejmy nadzieję będzie trwałe, nieskończone. Ludzie będą posiadali nasze albumy, będą się nimi dzielili.
Robin: Fakt, że nie będziemy mogli grać tras nie pomniejsza tego co zrobiliśmy jako zespół. Ludzie zawsze będą mieli wspomnienia naszych koncertów jeśli udało się im nas zobaczyć albo piosenki na płytach jeśli im się to nie udało. Chciałbym myśleć, że jedynymi osobami, które odczują negatywny wpływ naszej decyzji to my. Mamy więc na sobie pewne brzemię. Pewnie teraz brzmię zarozumiale.
John: Miło nam, że ludziom jest z tego powodu smutno. Ale to osobista decyzja, którą musieliśmy podjąć. Bardzo długo się nad tym zastanawialiśmy i dokładnie to rozważyliśmy, bo niełatwo jest ją podjąć kiedy tysiące osób docenia twoją muzykę i czeka na więcej. Ale gdyby nasz następny album był beznadziejny to wszyscy by nas znienawidzili. Być może więc to nie była taka zła decyzja. Ale miło nam, że ludzie tak myślą.
Rozmawiał Piotr Machała i Łukasz Sidorkiewicz
Wywiad wyemitowany został w Radiu LUZ dn. 29.03.2016r.