Lasse Matthiessen pojawił się we Wrocławiu w Ramach tegorocznego Asymmetry Festival. To trochę dziwne połączenie, bo muzyk uskuteczniający poezję w akompaniamencie instrumentów akustycznych ma się nijak do mrocznego i awangardowego wydarzenia. Ale w jego dźwiękach można wyczuć mrok, napięcie i świat ezoteryczny. Ale to przede wszystkim uczucia człowieka żyjącymi poza granicami swojego rodzinnego kraju, gdzie żyje i tworzy. Od tego wątku rozpoczęła się nasza rozmowa.
Łukasz Sidorkiewicz: Na początku chciałem zapytać Cię gdzie jest twój dom? Jesteś rozdarty pomiędzy dwoma miastami: Kopenhagą oraz Berlinem. Które z nich jednak nazywasz swoim domem?
Lasse Matthiessen: Wydaje mi się, że chyba mam dwa domy!
A może nawet trzy!
Z pewnością całą trasę koncertową mogę nazywać swoim trzecim domem! Przede wszystkim urodziłem się i dorastałem w Danii. Ale z drugiej strony kocham przebywać w Berlinie. To moja przestrzeń, w której lubię spędzać czas i tworzyć. Bardzo mnie inspiruje. Więc wydaje mi się, że mam wiele domów.
Czy jest tak, że któraś z tych lokalizacji daje Ci lepsze możliwości w osiąganiu założonych celów muzycznych i artystycznych?
Właściwie moja kariera rozwinęła się w Berlinie, więc możliwości okazały się być spore. Dania jest raczej małym krajem. Zaledwie 6 milionów ludzi. Stąd nie jest możliwe granie zbyt wielu koncertów tam. W przeciwieństwie do Niemiec. Wydaje mi się, że w Niemczech jestem bardziej znany.
Jak rozpocząłeś współpracę ze swoim obecnym, a w zasadzie pierwszym wydawcą? Bo wydawca jest również niemiecki.
Właściwie rozpocząłem od koncertowania w Niemczech. Pojawiłem się również w niemieckiej telewizji, stąd zrodziła się spora popularność w tym kraju. Znalazł się zarazem wydawca, który zechciał wydać mój materiał.
Dodatkowo pochodzisz z muzykalnej rodziny. Twój ojciec był muzykiem.
To prawda.
Co robi obecnie, co dzieje się w jego karierze.
Gra bardzo dużo muzyki jazzowej, jest w tym naprawdę dobry. Wypuszcza mnóstwo dobrych jazzowych nagrań. Razem z jego muzyką dorastałem. Poznałem dzięki niemu wielu wspaniałych muzyków.
Jest obecnie rozpoznawalny w Twoim kraju?
Przebywa obecnie w Danii, ale nie jest zbyt znanym muzykiem. Chociaż współpracował z najlepszymi, jak John Scofield czy Miles Davis. Właściwie spotkałem ich gdy jeszcze byłem małym dzieciakiem. To niesamowite. Poznałeś geniuszy i przekonałeś się, że to są po prostu zwykli ludzie.
Czy powiedziałbyś, że Twoja muzyka jest w pewien sposób mroczna? Organizatorzy tego festiwalu próbowali wpleść w twoją muzykę ideę tego festiwalu, czyli tajemniczość i mrok. A ty sam zgadzasz się z takim określeniem twojej twórczości?
Wydaje mi się, że jest w niej zarówno trochę mroku jak i melancholii. Słuchając niektórych z zespołów prezentujących się tutaj stwierdzam, że kilka z moich utworów jest zdecydowanie mrocznych. Ale przebija się przez nie dla przeciwwagi spokój i miłość.
Jeżeli chodzi o ostatnie wydawnictwo we wspomnianym klimacie wyróżniłbym utwór „Seven Ravens” – siedem kruków.
Coś w tym musi być. Jeżeli przez mrok masz na myśli igranie ze śmiercią, to zgodzę się. Ale nie traktuje ona włącznie o śmierci. Ma w sobie moc. Możesz tę energię usłyszeć poprzez krzyczane partie wokalu, które wykorzystuję momentami w mojej twórczości. Taką energię dostrzegam w wielu innych zespołach podczas tegorocznego Asymmetry Festival. Chociaż u mnie więcej znajdziesz ciszy niż dynamiki.
Dla mnie „Seven Ravens” przywodzi na myśl dwa skojarzenia, które nie wiem czy są poprawne. Pierwsza z nich to „Ptaki” Hitchcocka, druga to „Kruk” Edgara Allana Poe. Pewnie żadne z nich nie jest trafione. Jakie zatem korzenia ma ten utwór?
W pewnym sensie powinno to być tajemnicą. Jeżeli odnajdujesz w tym utworze powyższe skojarzenia – bardzo mnie to cieszy. Oczywiście czytam poezję i zapożyczam ją często do swoich utworów. Nie powiem o czym mój utwór jest naprawdę, gdyż wolałbym, aby ludzie lubili go za to, co sami w nim odkryją, a nie za moje tłumaczenia. Ale oczywiście naturalnym jest skojarzenie kruków z ciemnością nadciągającą z góry. Tekst mówi: „Jeśli jesteś w stanie policzyć ich wszystkie pióra, stwórz swe własne skrzydła i wbij się dzięki nim”. Podkreśla ciemność, która drzemie w tobie samym.
Moim ulubionym utworem z ostatniego krążka jest „I Saw Her Face”. Tworząc ten utwór miałeś na myśli kogoś konkretnego?
Miałem.
Ale szczegółów zdradzać nie chcesz. <śmiech>
To bardzo osobisty utwór. Jeśli wysłuchasz tej piosenki uważnie, powinieneś domyślić się wszystkiego.
Ostatnio chwaliłeś się na swoim profilu w portalu społecznościowym, że nagrałeś wokale na swój nowy album. Jak zatem idą prace nad nowym wydawnictwem, czego się po nim spodziewać?
Jeżeli chodzi o nowy krążek, to na pewno nie będzie spokojniej. Będzie głośno z mnóstwem klawiszy. Ale podobnie jak na moim ostatnim wydawnictwie będą dominowały podobne emocje. Podniosłe i nieco patetyczne, ale z pewnością zaśpiewane głośno. Nie mogę się już doczekać tego albumu.
Widziałem również, że ogłosiłeś konkurs na znalezienie odpowiedniego imienia dla twojego starego Gibsona – udało Ci się to w końcu?
Było mnóstwo sugestii, ale chyba żadne z nich nie jest jeszcze odpowiednie. Jeżeli więc któryś ze słuchaczy ma propozycję na imię dla mojej gitary elektrycznej – dajcie mi po prostu znać!
Ostatni singiel „WinterGut” odstaje od reszty twoich poprzednich nagrań. Pierwszy album był bardzo spokojny i minimalistyczny. Na ostatnim krążku znacznie rozwinąłeś swoje brzmienie w stronę bardziej złożoną. Więcej partii gitar i perkusji. Czujesz również dalszą potrzebę rozszerzenia instrumentarium i pracy nad większą złożonością utworów w kolejnych dziełach?
Zdecydowanie. Przynajmniej dla mnie. Z drugiej strony pierwszy album musiał zostać uproszczony. Przez prostotę mam na myśli ograniczenie ilości ludzi zaangażowanych. Mimo, że większość utworów gramy całym zespołem. Wspomniany przez Ciebie „WinterGut” może zostać oczywiście zagrany minimalistycznie na gitarze akustycznej. Ale lubię rozwijać utwory i je rozbudowywać. Minimalizm stosowałem już wcześniej, teraz chcę osiągnąć coś nowego. Nie chcę spokoju – chcę bębnów, chcę klawiszy, chcę krzyczeć!
A powracasz do swoich starych utworów, aby je zmienić, zmodyfikować? Dodajesz nowe instrumenty, dźwięki? Zastanawiałem się jak wykonujesz je z całym zespołem.
Wciąż gram stare utwory, które zmieniam nieustannie. W następnym tygodniu supportuję Suzanne Vega, znaną między innymi z utworu „Luka”. Tam zagram w duecie. Będziemy zatem musieli przearanżować niektóre utwory, również z nowego albumu. W taki sposób się zmieniają. Ale nie nagrywam nowych wersji starych utworów.
A co dalej? Jak będą wyglądały Twoje najbliższe miesiące?
Przede wszystkim kończę nagrywać płytę. Na początku nowego roku powracam z nowym krążkiem na trasę koncertową. Zagram w Niemczech, Polsce, Danii, Czechach, Norwegii i Hiszpanii.
Świetnie, spotkamy się zatem ponownie na koncercie! Są już konkretne daty odnośnie nowego wydawnictwa?
Na pewno późny luty, ale jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie aby móc powiedzieć coś więcej.
Rozmawiał Łukasz Sidorkiewicz
Wywiad wyemitowany został w Radiu LUZ dn. 30.10.2016r.