PODZIEL SIĘ

To miłe, że coraz częściej ufa się młodym, dobrze rokującym artystom i przy każdej okazji stara się pokazywać ich pasje. Jakiś czas temu CitySounds postanowiło zaprezentować we Wrocławiu Showcase, podczas którego pozwolili pokazać kompletnie nowym na scenie muzycznej twarzom swoje dotychczasowe dokonania. Wśród nich Erith, która dosłownie zaczarowała publiczność. Ale najciekawsze jest to, że jest niezwykle interesującą osobą. W trakcie koncertów udało nam się wymienić parę spostrzeżeń odnośnie innych zespołów grających tego wieczoru na scenie Starego Klasztoru. Uderzający był sposób, w jaki Erith chłonęła muzykę. Analizowała dźwięki i podpatrywała techniki gry, sprzęt. Widać, że muzyczny świat mocną ją kręci.

Łukasz Sidorkiewicz: Parę koncertów już za tobą. Odczuwasz jeszcze stres przed kolejnymi występami?

Erith: Trudno nazwać to co czuję. Ale nie jest to negatywny stres. Raczej pewien rodzaj ekscytacji przed koncertem. Przed tym, że spotkam się z ludźmi, coś będzie się działo. Chodzi o kontakt, więc jest to pozytywne uczucie.

Początkowo prezentując swoją muzykę wydawałaś się być bardzo zaskoczona odbiorem Twojej twórczości. Ale wrzucając cokolwiek do internetu przecież musiałaś liczyć się z tym, że inni zaczną jakoś reagować na to co robisz.

Oczywiście, zdawałam sobie z tego sprawę. Jednak nie spodziewałam się takiej skali. Nie mogę tego wyolbrzymiać, chociaż w moim świecie wiele się ostatnio wydarzyło. Sporo się zmieniło, daje mi to satysfakcję. A przede wszystkim poruszyłam ludzi – cieszę się, że pisząc do mnie wyrażają swoje pozytywne odczucia.

Mam wrażenie, że na samym początku tworząc muzykę akustyczną nie rozstawałaś się z gitarą. Teraz chyba się z nią pokłóciłaś.

Cały czas chciałam przejść na elektronikę, jednak musiałam do tego dojrzeć. Z każdym utworem uczę się nowych rzeczy. Nigdy nie uczę się na sucho, dlatego początkowo potrafiłam jedynie grać na gitarze i śpiewać. Przy pierwszej piosence nauczyłam się nagrywać, w drugiej nauczyłam się robić bit, a z kolei w trzeciej dodawać kolejne elementy, kompresować dźwięk… Wszystkiego uczę się stopniowo.

Wszystko zatem produkujesz sama! W pewnym momencie musiałaś zacząć uczyć się obsługi całego sprzętu na własną rękę. W jaki sposób uczyłaś się pracy ze sprzętem i oprogramowaniem, od czego zaczynałaś?

Od samego początku pracowałam w programie. Kompletnie nie miałam o nim pojęcia – wszystkich ścieżkach, paskach… Byłam totalnie zielona. Pierwszą piosenkę „In The Way” nagrałam od razu w programie, dlatego nie jest w idealnej jakości. Chciałam mieć go natychmiast – i tak go po prostu nagrałam. Dlatego cały czas zdobywam doświadczenie. Nie lubię tutoriali, nie lubię teorii, dlatego uczę się nagrywając.

A czym wspomagasz się podczas koncertów?

Wspomagam się kontrolerem z klawiaturą, wykorzystuję sample i staram się jak najwięcej loopować na żywo. Tworzę dźwięki na żywo z pomocą gitary i wokalu. Często nakładam na siebie kolejne ścieżki wokalne. Zastanawiam się również nad fletem, jednak zobaczymy jak szybko uda mi się opanować grę na nim.

W jakim muzycznym kierunku zatem podążasz? To, co prezentujesz stopniowo w internecie cały czas się rozwija. Mnie bardzo intryguje jeden z Twoich ostatnich utworów „The Very Eye of Night”. Tam swój wokal wykorzystujesz bardzo oszczędnie, poniekąd jako instrument. W tę stronę chcesz podążać?

Sama tego jeszcze nie wiem. Nie jestem w stu procentach jeszcze pewna. To była przede wszystkim muzyka, którą skomponowałam do filmu niemego. Wyszło rzeczywiście bardzo ciekawie. Utwór pierwotnie trwał 15 minut – udało mi się skrócić go do 12. W wersji koncertowej z kolei udało mi się sprowadzić go do 8 minut – jest zatem już odpowiedni do występu na żywo. Z resztą dostaję sygnały od słuchaczy, że tak długie czekanie na pojawienie się mojego wokalu w tym utworze jest ciekawe – muzyka buduje przez to napięcie. Wiele osób słysząc utwór na żywo zastanawiało się czy w ogóle wokal się w nim zgodnie z zapowiedzią pojawi.

Z czego w ogóle ta współpraca w filmie niemym się wywiązała?

Ten akurat utwór został stworzony na potrzeby konkursu. Należało skomponować muzykę do filmu niemego Mayi Deren „The Very Eye Of Night”. To dość psychodeliczny balet w kosmosie. W pewnym momencie doszłam jednak do wniosku, że swoją muzyką opowiadam odrębną historię. Gotowego dzieła nie mogłam niestety udostępnić w internecie, ponieważ nie posiadam do niego praw. Jest jednak udostępniona muzyka.

Od samego początku wiedziałaś, że będziesz tworzyła muzykę elektroniczną? Nie przeszło Ci przez myśl, że to będzie jednak muzyka akustyczna, folk albo blues?

Nie miałam zielonego pojęcia. Miałam tylko jedną piosenkę, którą chciałam zrealizować – nic poza tym. Myślałam o hippisowskich klimatach. Luźnych, psychodelicznych. Porównuję to do wypuszczanego z płuc podczas wydechu powietrza. Odetchnięcia. Poza tym nie miałam żadnej szczegółowej koncepcji.

Nie zaobserwowałem, abyś wydała muzykę na jakimkolwiek fizycznym nośniku, chociaż udostępniłaś kiedyś zdjęcie gotowego krążka.

Tak, to płyta demo. Co ciekawe posiada ona ręcznie malowaną przez moją koleżankę okładkę. Powstało 6 egzemplarzy, niestety obecnie nie został mi żaden z nich. A jeżeli chodzi o oficjalne wydawnictwo, to planujemy nad nim w tym roku poważnie pomyśleć. Wiele osób po koncertach wypytuje mnie o możliwość zakupienia krążka.

Nie powstał zatem pomysł stworzenia albumu już z tego materiału, który do tej pory powstał?

Oczywiście, jednak trzeba mieć czas na tę realizację. Ale również musi być większy popyt na nią. Dotychczasowe sygnały są bardzo optymistyczne, mamy więc przekonanie, że nie zrobimy jej tylko i wyłącznie dla siebie.

A co z najbliższymi planami?

W kwietniu pojawię się na Spring Breaku w Poznaniu, co mnie niezmiernie cieszy. To fajne, że zapraszane są na koncerty zespoły mniej znane, umożliwiając im pokazanie się przed szerszą publicznością. To również szansa na kontakt z innymi artystami. Póki co mam w tej kwestii pozytywne odczucia. Ci, którzy pojawili się dotąd na mojej drodze byli niezwykle mili i motywujący. Póki co na konkretną współpracę z innymi artystami muszę poczekać. Chcę zrealizować to, co do tej pory sobie postanowiłam. Wszystko w swoim czasie.

Rozmawiał Łukasz Sidorkiewicz
Wywiad został wyemitowany w Radiu LUZ, dn. 16.02.2016