Sorry Boys krok po kroku budują swoją karierę, zdobywają coraz większą popularność. Po świetnym Vulcano idzie nowe, którego fragmenty mogliśmy usłyszeć 18 kwietnia we wrocławskim Starym Klasztorze. Ale jako że akurat w ten dzień wypadał Record Store Day, to wokalistka Sorry Boys – Bela Komoszyńska opowiedziała nam przede wszystkim o swojej miłości do płyt.
Piotr Machała: Sama wspominałaś na scenie jaki mamy dzisiaj dzień i o tym chciałbym przede wszystkim porozmawiać. Record Store Day. Sami przywieźliście winyle.
Bela Komoszyńska: Przywieźliśmy winyla, na którego czekaliśmy przez kilka miesięcy. Ponieważ mówimy o Record Store Day to powiem o tym dlaczego tak długo czekaliśmy. Tyle się teraz mówi o odrodzeniu, o powrocie do winyla. Przekonaliśmy się na własnej skórze, że to prawda dlatego, że prawie cztery miesiące czekaliśmy aż ten winyl wyjdzie z tłoczni. Jest niewiele tłoczni w tej części Europy – jest w Czechach, jest w Niemczech. W Czechach kolejki są bodajże na pół roku albo i dłużej. Zrobiliśmy to w Niemieckiej tłoczni. Kolejki są tak duże, bo pokazuje to, że rzeczywiście zespoły chcą mieć winyle. A skoro chcą mieć winyle to znaczy, że jest też na nie zapotrzebowanie. Można zaobserwować, że coraz więcej ludzi kupuje sobie winyle, kupuje sobie gramofony. O naszym winylu mogę powiedzieć, że w porównaniu z brzmieniem cyfrowym to jest zupełnie co innego. Ja byłam absolutnie oszołomiona kiedy pierwszy raz włożyłam go do gramofonu. Znajduję w tym jakieś uzasadnienie, że rzeczywiście to brzmienie płyt, które bardzo dobrze znamy z winyla brzmią jak zupełnie inne albumy. Każdą płytę pod wydawnictwo analogowe trzeba inaczej zremasterować. To też powoduje, że ono brzmi inaczej. Mi ono osobiście bardzo się podoba. Siłą rzeczy bardzo dobrze znam tę płytę, Vulcano i bardzo mi się podoba jak brzmi z winyla. Mam tak też z innymi płytami, które znam i których słucham z winyla. Czasami robię sobie takie wieczorki z winylem. To wymaga jakiejś ceremonii, oczyszczenia tej płyty, otwarcia gramofonu, podpięcia, położenia, przewrócenia płyty, strona A się przecież szybko kończy. Więc to są takie rytuały i to jest piękne, że poświęca się wtedy tej płycie uwagę. Nie włączamy jej z laptopa, ze Spotify’a krzątając się w domu. Te inne, fizyczne nośniki zmuszają do tego, żeby większą uwagę poświęcić tej płycie. Bardzo często z korzyścią, bo po prostu słuchamy z większym zrozumieniem, z większym zaangażowaniem. Dlatego warto przypominać o fizycznych nośnikach, bo Record Store Day ma przypominać o tym, że fizyczne nośniki istnieją, że albumy nie są tylko dostępne na Spotify. Nazywam tej nazwy własnej, ale mam na myśli wszystkie serwisy streamingowe.
Oczywiście! Kupuję często używane, stare winyle. One są w niesamowitych ilościach ciągle dostępne. One też brzmią inaczej niż winyle nowe – czyli płyt, które ukazały się całkiem niedawno. Brzmienie tych starych winyli jest zupełnie inne niż tych dzisiejszych. Także to są ciekawe rzeczy. Przymierzam się też do powrotu do magnetofonu. Co prawda jakość brzmienia z kaset nie jest tak dobra jak z winyli albo CD ale też ma swój urok, jest miękkie, ciepłe. Ale też sentymentalne, bo kiedy ja dorastałam, zaczynałam słuchać muzyki to w zasadzie tylko kasety były dostępne. Winyle właśnie wtedy przestały być modne. Także kaseta i brzmienie kasety to jest coś co mi się kojarzy z młodością. Fizyczne nośniki to jest fajna prowokacja żeby więcej uwagi poświęcać słuchanemu albumowi.
A co ostatnio kupiłaś?
Ostatnio kupiłam The War On Drugs. Kupuje też oczywiście albumy cyfrowo. Nie ukrywam, że jest to wygodne, ponieważ dużo czasu spędzam gdzieś w drodze. Mam tę muzykę w telefonie, więc często łatwiej jest kupować te cyfrowe pliki. Ale jeśli chodzi o winyle, to kupiłam sobie ostatnio sporo płyt Davida Bowiego – tych starych, które też zupełnie inaczej brzmią. Ale to jest rzecz, którą właśnie trzeba sobie zaaranżować w domu, żeby usiąść, znaleźć czas, włączyć to na dobrym zestawie grającym i poświęcić się temu tylko i wyłącznie.
Pamiętasz od czego się zaczęło, co kupiłaś jako pierwsze?
To była kaseta akurat. Miałam wtedy 7 lat. To był czas ogromnej popularności Sinead O’Connor. Była kontrowersyjna, była wspaniała, oszołamiająca. Nothing Compares To You było absolutnym, światowym hitem. Sinead była kontrowersyjna w Polsce głównie dlatego, że podarła zdjęcie papieża i z tego powodu musiałam uzyskać zgodę rodziców na zakup jej kasety. To nie było takie oczywiste, że mogę ją sobie kupić, bo po prostu mi się podoba. To był na tyle kontrowersyjny moment. Ale rodzice oczywiście się zgodzili. Mam tę kasetę do dzisiaj. W tamtych czasach słuchałam jej setki jeśli nie tysiące razy. Nie wiem jak ona to przetrwała. I Do Not Want What I Haven’t Got, czyli druga płyta Sinead. Mogę śmiało powiedzieć, że zaczęła mnie ona wychowywać jakoś, bo w wieku siedmiu lat, może nie tyle kierunki, ale jakiś gust można w sobie zacząć wyrabiać. Ta płyta w dosyć dużym stopniu na mnie wpłynęła, także mam ją do dzisiaj, pielęgnuję ją. Przyznaję, że nie próbowałam jej dawno włączać, nie wiem czy ona to przetrwała fizycznie, że będzie można jej słuchać. Ale mam to opakowanie i zawartość z 1990 roku.
A wiesz mniej więcej ile masz płyt? Liczysz je?
Nie liczyłam ich nigdy ale myślę, że kilka setek by się uzbierało.
Jak już jesteśmy w temacie płyt, to wasz nowy krążek jest już w przygotowaniu.
Jest w przygotowaniu i takim bardzo gorącym okresie. W takim, że nie jesteśmy jeszcze w stanie powiedzieć kiedy ją skończymy. Już od kilku miesięcy pracujemy z naszym producentem, Markiem Dziedzicem. Na koncercie gramy jeszcze bardzo małą część tego nad czym pracujemy w studiu. Wybraliśmy takie piosenki, które mają już zamknięte formy i które wydają nam się, że w bardzo zbliżonej formie znajdą się na płycie. Dlatego stwierdziliśmy, że w zasadzie już bardzo chcielibyśmy się nimi podzielić i przy okazji tej trasy to robimy.
Zwyczajne Cuda zagrane dzisiaj dwa razy to murowany przebój. O ile druga wasza płyta była bardziej przebojowa niż pierwsza, to ten utwór będzie koncertowym killerem na lata.
Bardzo się cieszę, że masz takie dobre odczucia, bo też wiem, że w warunkach koncertowych kiedy się coś po raz pierwszy słyszy to czasami to dociera od razu, a czasami dopiero po którymś razie albo po przesłuchaniu studyjnym. Także cieszę się, że po tym pierwszym przesłuchaniu koncertowym miałeś takie silne odczucia.
Cała płyta będzie taka przebojowa?
Będzie na pewno melodyjna. Z resztą melodie to jest w jakimś sensie oczko w głowie każdego kompozytora i muzyka. Każdy tę melodię inaczej postrzega. Oczywiście zakładamy sobie jakie chcielibyśmy żeby te piosenki były, jak płyta ma ogólnie brzmieć, jaki ma mieć wydźwięk. Ale prawda w moim przypadku jest taka, że te piosenki same mówią o sobie jakie chcą być. W takim sensie, że bardzo dużo pracuję przy tych nowych piosenkach pod wpływem weny – mówiąc kolokwialnie, natchnienia. Te piosenki, które dzisiaj słyszeliśmy powstały od razu, razem z tym tekstem. Jakieśkosmetyczne zmiany oczywiście były, ale one powstały jakby za pierwszym razem kiedy usiadłam do pianina, zaczęłam je śpiewać i one od razu z tym tekstem powstały. Więc są bardzo impresyjne, są bardzo zbudowane na takim bardzo silnym przypływie jednorazowym. Są też oczywiście piosenki, nad którymi się siedzi tygodniami. Ale wracając do tych melodii słyszę, że przez to, że te piosenki same się opowiadają to ta melodyka jest już inna niż przy okazji Vulcano.
Bardzo ładną mieliście dzisiaj scenografię. Drzewka, które zamiast liści miały malutkie żarówki. Sami je zrobiliście?
Udało nam się je kupić, aczkolwiek są robione ręcznie. Składają się z jednego dużego elementu, z pnia i z wielu gałązek, które za każdym razem trzeba wyjmować, wkładać i rozkładać. Czujemy się jakbyśmy na prawdę pielęgnowali te drzewa i je przycinali. Trasa Wide Open Tour, która się powoli kończy jest taką wiosenną trasą. Zaczynaliśmy ją w momencie dużego zmęczenia po zimie. Bo tegoroczna zima mimo, że jej praktycznie nie było, to właśnie przez to, że jej nie było była bardzo wyczerpująca emocjonalnie i ciężko było się wybudzić z tego snu zimowego. Więc mieliśmy potrzebę wprowadzenia czegoś, aby to odrodzenie natury pozaklinać. Dlatego wzięliśmy ze sobą drzewka i bluszcze. Na zasadzie takiej magii sympatycznej, dlatego tak wiosennie potraktowaliśmy tę scenografię.
A jakie macie plany na lato? Jakieś festiwale? Bo jeszcze nigdzie nie jesteście ogłoszeni.
Na tych duży festiwalach nie zagramy w tym roku. Nie dostaliśmy zaproszenia, przynajmniej do tej pory. Wiem, że mamy już kilka koncertów pojedynczych. One na razie nie są ogłoszone, ale na pewno będą. Po zakończeniu Wide Open Tour wyciszamy się i poświęcamy się pracy studyjnej. Tak więc przez jakiś czas nie będziemy regularnie koncertować, tylko jakieś pojedyncze koncerty.
Wywiad wyemitowany został w Radiu LUZ dn. 28.04.2015.