Zespół Fair Weather Friends we Wrocławiu gra regularnie – tym razem udało nam się porozmawiać z nimi po kolejnym koncercie w tym mieście. Grupa jakiś czas temu własnym sumptem wydała nową Epkę „Hello Sunday”. Stąd obawy, że widzowie mogą posądzić ich o niewielką ilość nowego materiału i po koncercie nie można spodziewać się niczego świeżego. O tym, jak było w rzeczywistości i jakie są wrażenia artystów, opowiedzieli nam Paweł Cyz i Michał Maślak.
Paweł: Ten koncert był chyba najlepszym z tych, które zagraliśmy dotąd we Wrocławiu, choć grało nam się tu zawsze świetnie. Chcieliśmy sprawdzić jak nowy materiał zadziałał na naszych fanów.
Michał: Jesteśmy zespołem, który oficjalnie może nie wydał tak wiele, ale jesteśmy zespołem posiadającym w swoim repertuarze wiele niewydanych utworów. To dzięki koncertom, interakcji z odbiorcami, improwizacji w trakcie powstają często nasze utwory. Poza tym nasi fani wiedzą, że jesteśmy zawsze w stanie ich zaskoczyć nietypowym wykonaniem znanych ich utworów. Jesteśmy po prostu zespołem koncertowym. W najbliższym czasie będziemy musieli trochę odpocząć od grania, bo potrzebna jest chwila na przygotowanie i nagranie drugiego albumu.
Łukasz: Kiedy rozpoczęła się Wasza relacja z zespołem JÓGA? Najpierw zaprosiliście ich na „Hello Sunday”, a teraz gracie z nimi na koncertach.
Paweł: Usłyszałem ich w X-Factorze, a potem okazało się, że są z pobliskich Katowic. Od samego początku jestem fanem ich twórczości. Stwierdziliśmy, że skoro mieszkają w mieście obok, lubimy się, mamy wspólnego managera, a nasze muzyczne światy dobrze się uzupełniają, to zapakujemy się razem do busa i pojedziemy w kilka miejsc razem.
Oficjalną debiutancką płytą było „Hurricane Days” stworzona pod okiem wytwórni Warner. Przy nowej płycie tej współpracy nie było. Epka została podpisana jako „wydana przez Fair Weather Friends”. Co się wydarzyło, że zaszły takie zmiany?
Paweł: Warner nie był zainteresowany wydaniem naszej drugiej płyty, więc zastosowaliśmy metodę „do it yourself”, która się dobrze u nas sprawdza.
Michał: Chyba też łatwiej nam działać według modelu, w którym sami produkujemy swoje nagrania, mamy wpływ na wizerunek. Poza tym EP „Hello Sunday” miała być takim własnym wydawnictwem, jak w przypadku „Eclectic Pixels”, które udało nam się wydać i rozpromować własnym sumptem.
Paweł: Postanowiliśmy nie kalkulować, tylko wydać materiał, który zalegał w naszych szufladach od jakiegoś czasu.
W tym momencie schodzi na Was kolejny obowiązek, czyli dystrybucja tej płyty. Widziałem, że cały czas piszecie, że można nabyć EPkę drogą mailową albo na koncertach. Czy to jest uciążliwe?
Paweł: Zupełnie nie. Poczta Polska świetnie sobie radzi!
Michał: Taka dystrybucja daje nam możliwość kontaktu z fanami. Nie jesteśmy typem zespołu, który buduje wizerunek na dystansie do odbiorców. Ponadto lubimy tę organizacyjną stronę działania zespołu i spełniamy się prowadząc go od a do z.
Zastanawiałem się nad tym, że Wy inaczej czujecie się w tworzeniu takich mniejszych form jak EPki niż płyty długogrające. Mam takie wrażenie, że „Hurricane Days” była wypełniona singlami i bardziej przystępnymi kawałkami, a na EPkach możecie pozwolić sobie na szaleństwo i więcej eksperymentowania, czyli mniej przystępną formę. Czy odczuwaliście takie różnice, kiedy pracowaliście nad tymi wydawnictwami?
Michał: Z dzisiejszej perspektywy widzimy, że dodaliśmy do płyty utwory niekoniecznie do niej pasujące, ale o potencjale singlowym. Dziś jesteśmy w punkcie, gdzie chcielibyśmy nagrać album spójny muzycznie, niż taki, na którym prezentujemy wszystkie swoje inspiracje. Epki, to zwięzłe formy, nie sprawiające takich problemów. Łatwiej je skomponować i nie mają tak ostatecznego wymiaru jak albumy, które bywają kamieniami milowymi w karierze, mocnymi wypowiedziami zespołów.
Pamiętam, że kiedy zapowiadaliście ostatnią EPkę, wypuściliście kawałek „Love Won’t Make It Easier”. Wykorzystaliście naprawdę świetny sampel na początku utworu, który później musieliście zmienić – co to była za akcja?
Paweł: Naiwnie pomyśleliśmy, że załatwienie formalności związanych z wykorzystaniem sampla mało znanego artysty nie będzie skomplikowane. Rzeczywistość okazała się inna – nie twórcy, ale wytwórnia, która wydała ten numer, zażyczyła sobie ogromnej kwoty. Musieliśmy skasować klip, nagrać nowe intro i opublikować teledysk raz jeszcze. Myślę, że gdybyśmy się nie przyznali, to nikt by się nie zorientował!
Nagraliście z kolei świetny teledysk do tego kawałka.
Paweł: Produkcja tego klipu była dla nas niezapomnianym przeżyciem! Pojechaliśmy z naszymi przyjaciółmi, z kolegami z EXA Studio, na pięć dni na Lazurowe Wybrzeże, zahaczając o Alpy austriackie. To był prawdziwy obóz kolarski, ale było super, do dzisiaj z ogromnym sentymentem oglądam ten klip i cieszę się, że powstał.
Wydaje mi się, że chyba mocno musieliście się do niego przygotowywać pod okiem jakiegoś sportowca – jak to było?
Paweł: Tak naprawdę to nasze wyobrażenia były takie, że dobrze się ubierzemy, zabierzemy stylowe kolarki, ustawimy kamerę, przejedziemy obok niej pięć razy, a poza tym będziemy leżeć na plaży. Tymczasem już pierwsze ujęcia zarejestrowane na wysokości 2500 m n.p.m. uświadomiły nam, że łatwo nie będzie. Wszędzie leżał śnieg, a my w krótkich rękawkach i spodenkach. Reżyser klipu, Piotr Steczek, mówi: „Wjeżdżacie na tę górę, a my jedziemy za Wami. Ciśniecie na pełnej mocy, a my Was filmujemy!”.
Michał: Okazało się, że trasa przejazdu obfitowała w serpentyny, miałem buty z kolcami i byłem na stałe przymocowany do roweru. Raz jadąc za samochodem, w którym znajdowała się filmująca mnie kamera, zgubiłem widok drogi. Gdy samochód gwałtownie skręcił na serpentynie, ja wyleciałem na czołowe zderzenie z samochodem jadącym z naprzeciwka. Aby go uniknąć musiałem odbić w lewą stronę i znaleźć się nad przepaścią. Skończyło się tylko obtarciami o barierkę, ale było blisko.
Skąd w ogóle bierzecie te wszystkie pomysły na klipy?
Paweł: Trochę z naszych głów, trochę z niezmierzonej wyobraźni przyjaciół z EXA Studio.
Zaczynacie już zajawiać nowy materiał, dzisiaj graliście nowy kawałek „Loose Control”. Granie nowego utworu na sam koniec koncertu jest dość ryzykownym posunięciem, szczególnie, że zazwyczaj ludzie nie lubią tego, czego nie znają. Tym razem chyba był na tyle chwytliwy, że porwał publiczność.
Paweł: Miło nam to słyszeć – faktycznie jest to numer, którego odbiór jest trochę sprawdzony, bo pierwszy raz graliśmy go nad Wisłą w Warszawie rok temu.
Michał: Loose Control to utwór podsumowujący naszą koncertową energię. Mam nadzieję, że uda się zamknąć ten klimat w nagraniu.
Co w takim razie będzie dalej? Przynajmniej znamy już jeden kawałek na nowym wydawnictwie, które pojawi się…?
Paweł: Sami nie wiemy, nie będziemy tu mydlić oczu. Póki co szukamy wydawcy, zastanawiamy się co z tymi numerami zrobić. Od dłuższego czasu też kombinujemy, jesteśmy na etapie rozmów o tym, co robić dalej.
W takim razie czekamy z niecierpliwością na płytę i koncerty, bo z pewnością pojawicie się również we Wrocławiu?
Michał i Paweł: Z chęcią!
Rozmawiał Łukasz Sidorkiewicz
Wywiad wyemitowany został w Radiu LUZ dn. 24.02.2017r.