CO TO MA BYĆ? To jedyne słowa jakie cisną się na usta. Dokładnie w takiej formie. Pisane „CAPSEM”. Bo jakie można mieć odczucia po zobaczeniu okładki z ekskluzywnym, z pewnością szybkim samochodem wyeksponowanym w stylu obrazków z gum do żucia Turbo? To jak okładka taniego techno, serwowanego w obciachowych klubach. A imię jego „Vroom Vroom”. A raczej „jej”, bo to EPka. Całe szczęście.
Charli XCX chyba przez pewien czas była brana na poważnie, głównie przez świetny singiel „I Don’t Care” wykonywany razem z Icona Pop. Przez to jej kolejne albumy w ogóle były przesłuchiwane i recenzowane. Nową EPkę rozpoczyna tytułowym „Vroom Vroom”, w którym aż roi się od onomatopei – pięknego środka stylistycznego, z pomocą którego Charli pięknie imituje drogie auto. W Paradise jest tylko gorzej, bo razem z Hannah Diamond stworzyła coś w rodzaju krzykliwego, skrzeczącego hitu dla komercyjnych rozgłośni radiowych. A dwa kolejne strzały, czyli „Trophy” i „Secret (Shh)”, to już mnóstwo basu i bębnów, które chyba miały przypominać srogie trapy, których nie powstydziłaby się żadna bad girl. Ale jest wręcz przeciwnie. Może to kwestia przesadnej modulacji wokalu… A może po prostu niesmak po „Vroom Vroom”? Chociaż „Secret” jakoś da się jeszcze słuchać.
Jest krótko i tym razem bez pointy. Potraktujcie to jako przestrogę.