PODZIEL SIĘ

Andy Cabic to muzyk odpowiedzialny za projekt muzyczny Vetiver. Gdy spotkałam go w Kopenhadze, od jakiegoś czasu był w trasie z materiałem ze swojego najnowszego wydawnictwa „Complete Strangers”. W rozmowie przed swoim występem w Ideal Barze opowiedział mi co nieco na temat zespołu i muzyki, którą tworzą.

Agnieszka Ejsymont: Ostatnimi czasy jesteś non-stop w trasie. Wczoraj był Sztokholm, prawda?

Andy Cabic: Właściwie to nawet dzisiaj. Graliśmy tam wczoraj wieczorem, ale dopiero rano wyjechaliśmy w stronę Kopenhagi. Dwa ostatnie dni to głównie długie przejazdy między kolejnymi miastami.

vetiver_2Jak się czujesz w państwach nordyckich?

Jest cudownie. Chciałbym móc spędzić tu więcej czasu. Mieliśmy jeden dzień wolnego, ale też na swój sposób był pełen pośpiechu, a kiedy jesteś w trasie, w busie, to za dużo się nie naoglądasz. To znaczy jasne, widzisz drogę, ale kiedy już dotrzesz na miejsce, pora na rozpakowanie, soundcheck, jedzenie i zostaje jakaś godzina do wyjścia na scenę. Nie jest fajnie mieć jedyne wolne godziny około 19-21 – wszelkie sklepy są już wtedy zamknięte!

Czy to znaczy, że w czasie trasy przychodzi rutyna i w zasadzie nie czujesz różnicy między miastami?

Nie jest aż tak źle. Ale głównie tę różnicę odczuwam w publiczności, dla której gramy, no i w rozmowach i spotkaniach, które następują po koncercie. Zresztą Kopenhaga chociażby nie jest mi zupełnie nieznana, byłem tu wcześniej, tylko dawno temu.

Grałeś też wówczas w Ideal Barze?

Nie, wtedy udało mi się grać na głównej scenie. Ale podoba mi się ta sala, dźwięk jest bardzo dobry, a na tym mi najbardziej zależy. Kiedy nagłośnienie jest dobre, wtedy jestem szczęśliwy.

Przechodząc najpierw do pytań podstawowych. Skąd nazwa ‚Vetiver’? Wiem, że jest to nazwa trawy, ale zespołu? Skąd pomysł?

Z tej trawy robione są olejki esencjonalne. Dobrze znam i lubię ich zapach i kiedy przyszło do nazywania zespołu, postanowiłem sobie tę nazwę najzwyczajniej pożyczyć. Kojarzysz ten aromat?

Nie wydaje mi się.

Jest bardzo popularny w perfumach, używany jako element bazowy, tak zwana nuta ciężka, która zostaje na skórze dłużej, niż pozostałe.

Jak Andy Cabic zaczął swoją przygodę z muzyką?

vetiver_3Od dostania gitary i nauki gry na niej! Byłem samoukiem gdzieś w okolicach liceum. Uczyłem się grać do ulubionych kawałków, a w końcu skończyłem w czymś w rodzaju własnego zespołu właśnie w tych czasach. Tak samo było później na uczelni. Potem coś nagraliśmy, pojechaliśmy w pierwszą, małą trasę. Następnie przeprowadziłem się do San Francisco i tam grałem w kilku zespołach jednocześnie. Vetiver był jednym z nich. Skosztowałem tego, jak to jest być muzykiem w wieku dwudziestu, dwudziestu-paru lat. Potem grałem z Devendrą [przyp. Devendra Banhart], znowu podróżowałem, Vetiver się rozwijał i jakoś tak naturalnie wszystko to złożyło się na to, czym zajmuje się dzisiaj. Miałem swój sposób na pisanie utworów, rodzaj recepty, i byłem w stanie po prostu na tym zarabiać. Ale to wciąga, pisanie, nagrywanie, koncerty zajmują sporo czasu, więc stało się to najzwyczajniej moim życiem. I dobrze mi z tym.

Uważasz ‘Vetiver’ raczej za solowy projekt? Z tego, co wiem skład zespołu stale ulega zmianie.

‚Vetiver’ to nazwa dla ogółu moich utworów. Piszę je sam, a gdy przychodzi pora, by je nagrać, zbieram grupę muzyków, z którymi chcę to zrobić. Od lat nagrywam z Thomem Monahan’em. Jest dobrym przyjacielem i jesteśmy w stałym kontakcie. Zawsze uczestniczy w planowaniu kolejnych nagrań.

Czyli skład się zmienia, Thom pozostaje ten sam. Jak zaczęliście współpracę. Wydajecie się być świetnie dobranym teamem.

Miałem swego czasu swoje demo, zanim jeszcze miałem na koncie jakiekolwiek nagranie. Przyszły szwagier Thoma pokazał mu je. Posłuchał i mu się spodobało. Jakiś czas później, dostałem od niego niespodziewany telefon, że chce coś ze mną nagrać. Znałem jego poprzednie prace, więc się zgodziłem. Przyjechał do San Francisco i zarejestrowaliśmy kilka utworów to tu, to tam. Od tamtego czasu jesteśmy w stałym kontakcie i razem pracujemy. To był przypadkowy strzał w dziesiątkę.

Skoro już jesteśmy w temacie spotkań – jak to było z Devendrą? Dwóch tak świetnych muzyków naraz!

vetiver_4Obaj mieszkaliśmy w San Francisco. Chodził tam do szkoły i jego ówczesna dziewczyna nas sobie przedstawiła. Pracowałem niedaleko jego mieszkania w księgarni, więc wpadał dość często. Zaczęliśmy spędzać razem sporo czasu, chodzić na filmy, czy siedzieć u niego i wspólnie grać. On wtedy pisał utwory i je nagrywał, ja uczyłem się grać na akustyku. Pierwsze koncerty Vetivera to właśnie Devendra i ja. On w tym samym czasie zaczął też komponować do własnego projektu.

Wciąż wracacie do wspólnych występów!

Tak, dopiero co zrobiliśmy w maju trasę po Hiszpanii, graliśmy tylko we dwójkę przez jakieś dwa tygodnie. Staramy się być w kontakcie i grać razem, gdy tylko mamy na to czas i zgrywa się to z naszymi projektami. On jest ostatnio w stałych rozjazdach, ja zresztą też, więc wszystko zależy od odpowiednio wcześniejszego zaplanowania.

W tym roku wydałeś ‚Complete strangers’. Czytałam sporo opisów i recenzji na temat tego krążka. Co Ty byś powiedział na jego temat?

Wow, będąc szczerym, dawno go nie słuchałem, haha. Wszystkie utwory bardzo różnią się od siebie. Były pisane w sporym przedziale czasowym. Proces tworzenia przebiegał falowo i czasem byłem w niego bardzo zaangażowany, a czasem schodził na drugi plan. Jest na swój sposób podobny do moich poprzednich prac, w sposobie nagrywania, aranżacjach, czy palecie dźwięków. Oczywiście jest też sporo zmian. Tym razem pracowałem z zupełnie nowym składem i czuję, że Ci ludzie sporo wnieśli do ostatecznego brzmienia płyty. Zazwyczaj nie mam planu na ogólny klimat wydawnictwa, dopiero gotowe utwory go określają. Nie mam żadnej wizji, którą chcę wdrożyć w życie. Po prostu piszę i kiedy czuję, że materiał jest gotowy, pora go nagrać.

vetiver_5W twoich utworach jest sporo melancholii. Nawet gdy kawałek jest radosny, jest w nim ta druga, nostalgiczna warstwa. Skąd się to bierze?

Dobre pytanie, sam nie wiem. Może to ze względu na brzmienia, których używam, albo też to, w jaki sposób śpiewam. Lubię kiedy piosenka jest wielowymiarowa, kiedy ma więcej, niż jedną warstwę emocjonalną. Inaczej odbiera się je wtedy podczas pierwszego słuchania, a inaczej za każdym kolejnym, kiedy odkrywasz nowe elementy i zauważasz jak na siebie wpływają i jaki to daje efekt. Jest też taki aspekt, że pracuję nad moją muzyką sporo czasu, więc musi utrzymywać nie tylko uwagę odbiorców, ale też moje własne zainteresowanie. Aby to osiągnąć staram się tworzyć kawałki dynamiczne i właśnie wielowymiarowe.

Jakie masz plany gdy skończysz tę trasę?

Muszę się przeprowadzić. Nie mogę dłużej mieszkać tam, gdzie mieszkałem. To będzie spora zmiana, bo było to moje mieszkanie tak długo, jak istnieje Vetiver. Kiedy wrócę, czekają mnie więc po prostu zwyczajne, przyziemne sprawy. Potem kilka koncertów, trochę komponowania i generalnie to, co życie przyniesie. Trudno jest o tym wszystkim myśleć, kiedy jestem tak daleko, w środku sporej trasy. Wszystko, na czym się teraz skupiam, to złapać rano prom do Hamburga. Resztą będę się martwił po powrocie.

Rozmawiała: Agnieszka Ejsymont