PODZIEL SIĘ

Mikołaj Trzaska. Michał Jacaszek. Tomasz Budzyński. Arthur Rimbaud. Czterech artystów, których pozornie łączy niewiele. Ale trzech pierwszych postanowiło się połączyć i muzycznie zinterpretować fragmenty twórczości tego czwartego. Mogła z tego wyniknąć kompletna klapa, albo… Jeden z najciekawszych polskich projektów ostatnich lat. O ile płyta „Rimbaud” mogła okazać się świetna przez przypadek, to o koncertach już tego powiedzieć nie można. Projekt Rimbaud na scenie jest zaskakująco bardzo dobrze zgrany. A przecież Trzaska raczej nieimprowizowanych „piosenek” nie gra, Jacaszek tyle energii nie miał na wszystkich swoich płytach razem wziętych, a i dla Budzyńskiego towarzystwo takich muzyków to nowość. O wszystkim tym mogliśmy przekonać się podczas tegorocznego Avant Art Festiwalu w nowej przestrzeni Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. O projekcie, o jego genezie i możliwej kontynuacji udało się porozmawiać z Mikołajem Trzaską i Michałem Jacaszkiem, który go w połowie wywiadu podmienił.

Piotr Machała: Co was połączyło? Spotkaliście się towarzysko i doszliście do wniosku, że lubicie się tak bardzo, że musicie coś razem zrobić? Może inspiracją były wiersze Arthura Rimbaud? Albo wzajemna fascynacja dokonaniami muzycznymi?

TRZASKA: Zaprzyjaźniliśmy się z Tomkiem Budzyńskim przez Andrzeja Stasiuka. Andrzej nas ze sobą zakolegował. Oczywiście ja znałem Tomka wcześniej, ale tylko trochę. Tak ścieraliśmy się ze sobą jeszcze za czasów Miłości. Jak gdzieś grała Armia, to również tam grała Miłość. Właściwie były to te same sale koncertowe w tamtych czasach, czyli początku lat dziewięćdziesiątych. I tak się stało, że skoro mamy może nie wspólną historię, ale wspólny czas, w którym dorastaliśmy muzycznie to byłby jakiś dobry pomysł na to, żeby coś ze sobą zrobić. No i Tomkowi wyrósł w głowie pomysł żeby zrobić Rimbaud. Żeby zrobić projekt, który będzie nawiązywał bezpośrednio do siły tej twórczości, tego pisarstwa Rimbaud, tego wizjonerstwa. Pomysł był o tyle kapitalny, że w zasadzie nie znam żadnego innego poety, który by tak działał na moją młodzieńczą dystrybucję wrażliwości. Taką przyswajalność wrażliwości. Wtedy, w tamtych latach każdy młody człowiek, który miał koło osiemnastu, dziewiętnastu, siedemnastu lat czasami nawet, to taki wrażliwiec trzymał w kieszeni marynarki właśnie ten tomik. To był tomik przetłumaczony na chyba trzy albo dwie wersje językowe. Francuska i angielska, czy francusko-polsko-angielska, już nie pamiętam. W każdym razie czytaliśmy tego Rimbaud nie bardzo rozumiejąc, nie bardzo analizując go. Ale czytaliśmy go mając ten flow, mając ten odjazd, taki półnarkotyczny. Ale na pewno wizjonerski ślizg, w którym wtedy byliśmy. To rzeczywiście było genialne. To było kapitalne, czytaliśmy tego Rimbaud, nie było wtedy alkoholu popularnego, ale my nie potrzebowaliśmy go wcale. Ta inspiracja wzięła się jakby z tego miejsca. Ale czytając Rimbaud dzisiaj czyta się go oczywiście w zupełnie inny sposób. Rozumie się go inaczej, teraz jesteśmy już nie młodzieńcami, ale mamy kryzys średniego wieku kiedy to widzimy, że realnie nasza młodość się skończyła. Jest czas na innego rodzaju twórczość, czas na przemyślenia. Ale tego Rimbaud się czyta i okazuje się, że on jest w jakiejś przestrzeni bardzo aktualny i bardzo na nas działa. To był kapitalny pomysł. Tomek właściwie tym projektem nas złączył. Ale to była jakby pierwsza rzecz, ponieważ jeszcze nie wiedzieliśmy jak skleić się razem. To znaczy potrzebowaliśmy kogoś, kto nas uniesie. Bo co? Klarnet i głos, saksofon i głos? To trochę mało. Jakoś tak się stało, nie wiemy dokładnie jak, że podsłuchał, albo dowiedział się jakimś tajnym korytarzem o tym projekcie Michał Jacaszek. Ledwo się dowiedział i napisał maila, że on jak najbardziej, że mu bardzo zależy żeby w tym projekcie uczestniczyć. No i się zaczęło. Zaczęliśmy pracować w pracowni u Michała we Wrzeszczu. Ja mieszkam na tej samej ulicy prawie, zacząłem dojeżdżać rowerem do Michała. Zaczęliśmy pracować, nagrywać najpierw wspólnie tracki klarnetu i Michała podkładów, potem Michał zaczął to ciąć. Następnie przyjechał Budzy, zaczął się do tego dogrywać, wymyślać, ciąć wiersze Rimbaud. Bo też nie wiedzieliśmy za bardzo jak to będzie wyglądało. Czy to będzie właśnie taka piosenka, że Tomek będzie śpiewał jego wiersze z gitarą i to będzie coś w rodzaju krainy łagodności, nie daj Boże. Ale Budzy jakoś uniesiony tą muzyką i tą siłą zaczął ciąć teksty i wybierać z nich najsilniejsze rzeczy, najbardziej wrażeniowe. Takie słowa, które mieszczą w sobie dużo znaczeń. I tak to się stało. To jest taki projekt. I właściwie można powiedzieć, że każdy z nas przyszedł z innego świata. Bo tak się stało. Prawdopodobnie nic innego by nas nie mogło połączyć. A tu nas połączyło takie wyzwanie. Właściwie ja robię rzeczy, których nigdy nie robiłem wcześniej. Budzy chyba też robi rzeczy, których nigdy nie robił wcześniej i myślę, że Jacaszek podobnie. Nigdy Jacaszka nie słyszałem w tak brutalnej wersji muzycznej i cieszę się z tego. Ja tam jestem najgrzeczniejszy miś w sumie z nich wszystkich. Śmieszna sytuacja. Dwóch porządnych katolików i jeden antyklerykał, który jest najgrzeczniejszy. No tak to wyszło.

Zastanawiam się jak uzgodniliście to, jak dogadaliście się w jaki sposób mają wyglądać wasze koncerty.

TRZASKA: One wyglądają podobnie jak w momencie, gdy pracowaliśmy razem. Najpierw zaczęliśmy pracować w studiu, a potem zaczęliśmy robić wokół tego próby. To znaczy nagrywaliśmy i oglądaliśmy co tam z tych naszych wspólnych nagrań jest ciekawego do wzięcia, co jest naprawdę nasze i co było warte zachowania. A potem co było warte utrwalenia. Te rzeczy, które są warte utrwalenia zaczęliśmy ćwiczyć jako rzeczy, które będziemy grali na koncercie. W tej chwili są takie możliwości techniczne, bo są takie sposoby, że można nagrywać w domu. Są sposoby, kiedy można nagrywać w studio od razu posługując się najwyższą rozdzielczością, najwyższą jakością dźwięku. Więc myśmy trochę bawiąc się od razu rejestrowali materiał, który nadawał się do wydania, zarejestrowania na płytę. I to o to chodziło. Siła tego materiału polega na tym, że to są rzeczy, które zostały gdzieś wycięte z jakieś improwizacji na ten temat. Utrwalone rzeczy, które przyszły nam do głowy jakoś tak naraz, zaraz, w tym momencie. I to zostało złapane, uchwycone i bach na płytę. Okazało się, że można jakieś elementy powtórzyć, można się ich nauczyć i można wykorzystywać. Dla mnie to zupełnie na przykład nowy sposób myślenia muzycznego, bo ja zwykle improwizuję tylko i wyłącznie – żeby uchwycić jakąś część i nauczyć się tej partii. Ale bez przesady z tym nauczeniem się. To też nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby raczej właśnie próbować znaleźć energię tego utworu. Znaleźć się tam jeszcze raz. Korzystamy z wielu śladów. Budzyński używa dwóch mikrofonów, jeden jest mikrofonem naturalnym, drugi jest przetworzonym. Ja też używam mikrofonów, część mojego dźwięku jest przetwarzane przez Jacaszka od razu, bezpośrednio. Przetwarza też sam siebie. Zresztą Michał od kilku koncertów gra na perkusji również. To nie jest tak, że dźwięk jest tylko elektroniczny, jest generowany z maszyny. Tak naprawdę wszyscy gramy na scenie. To jest o wiele fajniejsze niż takie coś, że ktoś udaje, ktoś coś puszcza i że ktoś siedzi, a ktoś stoi. Jakby cały czas jest ruch na tej scenie. Jest fajnie, jest więcej życia teraz.

Na koncertach gracie więc płytę od początku do końca?

TRZASKA: Za każdym razem to wykonanie jest trochę inne. No nie da się tak samo zagrać tego utworu. Oczywiście jakaś część jest wspólna tych rzeczy. Ale nie. Nie improwizujemy. Oczywiście są części bardziej otwarte. Utwory są trochę dłuższe, trochę są gdzieś tam przycięte od przodu, może trochę dłużej trwają. Ale bez przesady też. No ja nie wiem tak naprawdę. Płyta została nagrana jakiś czas temu. A teraz próbujemy to jakoś dalej rozwijać. Zobaczymy. Właściwie zastanawiamy się w tej chwili nad nowym materiałem. Bo na tej płycie ile jeszcze pojedziemy? Jeszcze jeden sezon. A już się trochę znudziło, trzeba grać dalej różne rzeczy.

Wszyscy dziennikarze pisząc o „Rimbaud” mówią jaka to jest trudna płyta. A wcześniej przecież wszyscy trzej graliście strasznie trudne rzeczy. To naprawdę jest taka ciężka w odbiorze rzecz?

JACASZEK: Nie wiem. Są różni odbiorcy muzyki. Może moi, jak to nazwałeś fani, czy ludzie, którzy po prostu słuchali moich płyt będą w jakiś sposób rozczarowani, czy zdegustowani, czy może po prostu nie będzie to dla nich do strawienia. Ponieważ muzyka jest naprawdę ekstremalnie głośna i intensywna. A dotychczasowe moje albumu są bardzo wyciszające, skupione. Z wolnym tempem, bez wyraźnego rytmu. Natomiast jakby jestem przekonany, że myśmy zrobili coś cennego artystycznie. I tutaj znajdą się odbiorcy, jeżeli nie w naszych kręgach, to nowi będą i to uważam za wartość po prostu.

Z płytami powstałymi w oparciu o poezję często mam taki problem, że są dla mnie przegadane. Jest na nich za dużo słów. Siłą „Rimbaud” jest to, że słów jest mało, ale są za to bardzo intensywne.

JACASZEK: No to ja uważam, że to zależy od tego jakie jest założenie. Myślę, że wykonawcy o których mówisz zrobili po prostu taką inicjatywę która charakteryzuje się szacunkiem dla poety, którego wykonują. Wówczas nie można pozwolić sobie na jakieś skróty, zmiany, itd. Natomiast my wyszliśmy trochę z innego założenia. Poezja Arthura Rimbaud była bardziej pretekstem. Nasze założenie nie było takie, że chcemy po prostu słowo w słowo odtwarzać poezję i jakby słowo jest w tym najważniejsze. Rozumiem tych artystów, którzy decydują się odtwarzać wiersze w całości, ponieważ jest to jakiś szacunek dla twórcy tego tekstu. I to jest jak najbardziej zrozumiałe. Jest jeszcze kwestia wykonania jak to zrobić w mądry sposób, bo poezja ma często inne metrum niż takie metrum muzyczne. Także więc te krótkie, skandowane hasła, te wyjątki, te sample można powiedzieć z poezji Rimbauda wynikają z takiego, a nie innego założenia. Myśmy nie podchodzili w sposób bałwochwalczy do tych utworów, tylko chcieliśmy się nimi posłużyć jako pretekstem do stworzenia takiej formy muzycznej.

O Rimbaud ciągle mówię jak o projekcie. Co więc z nim dalej? Czy jest jakiś pomysł na jego kontynuację? Żeby zaraz się nie okazało, że trzeba zmieniać nazwę.

JACASZEK: Ta płyta jest właściwie ciągle takim świeżym produktem. Owszem myślimy o tym, w rozmowach pojawiają się perspektywy. Pojawia się nowy album. Współpracuje nam się po prostu dobrze, lubimy się i chcemy coś razem robić przez cały czas. Ale na szczegóły jest jeszcze za wcześnie.

Rozmawiał Piotr Machała
Wywiad został wyemitowany w Radiu LUZ, dn. 7.11.2015

TAGIavangardeexperimentalnoisewywiad PODZIEL SIĘ Facebook Twitter tweet !function(d,s,id){var js,fjs=d.getElementsByTagName(s)[0];if(!d.getElementById(id)){js=d.createElement(s);js.id=id;js.src="//platform.twitter.com/widgets.js";fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document,"script","twitter-wjs"); Poprzedni artykułPodcast Regulator #29 @Radio LUZNastępny artykułPodcast Regulator #30 @Radio LUZ Piotr Machałahttp://www.rgltr.pl