PODZIEL SIĘ

charlie_winston_04Są jeszcze na świecie artyści, którzy wykorzystują swój wizerunek i popularność dla dobra innych. Taką osobą jest właśnie Charlie Winston, który udziela się w wielu akcjach charytatywnych i ma na to masę pomysłów. I dobrze, bo ludzie czasami potrzebują bodźca, który pozwoli im szerzej przyjrzeć się sprawom, do których do tej pory mogli nie przykładać większej wagi. Z Charlie’m spotkaliśmy się na początku roku, kiedy to pojawił się we wrocławskim Starym Klasztorze promując swoje ostatnie wydawnictwo.

Łukasz Sidorkiewicz: Jak dotychczas podobała Ci się polska część Twojej trasy koncertowej?

Charlie Winston: Za każdym razem, kiedy przyjeżdżam do Polski bawię się świetnie. Z resztą nie tylko ja, ale i również cały mój zespół. Moja polska publiczność wydaje się być zawsze gotowa do zabawy. Zawsze, gdy pojawiamy się na scenie są bardzo podekscytowani widząc nas. Bardzo szybko dają nam odczuć, że jesteśmy tu mile widziani.

A pierwsza część Twojego występu, czyli support Twojego perkusisty – robicie to często?

Właściwie to nigdy. Po prostu wpadliśmy na taki pomysł. Zazwyczaj gramy razem, ale w trzy osoby. Tym razem okazało się, że nie mieliśmy okazji zrobić próby takiej konfiguracji. Pomyślałem więc, że będzie potrzebował mojej pomocy.

Przejdźmy jednak do muzyki. Kiedy poczułeś, że Twoja muzyka może nieść ze sobą misję? Nawiązuję do Twojego częstego angażowania się w ważne sprawy społeczne.

Myślę, że moja muzyka zawsze coś komunikowała. Sam nie wiem, ale wydaje mi się, że zawsze miała w sobie jakąś misję. Myślę, że tą misją jest po prostu ekspresja naszej egzystencji, doświadczeń życiowych. I kiedy mówię, że moim życiowym doświadczeniem jest nie tylko moje własne życie, ale również innych ludzi i zwierząt, roślin. Dla mnie życie jest tym, co czyni wszystko tak wspaniałym. Życie nakręca wszystko. Podejrzewam, że obecnie wybrałem coś więcej, niż tylko samo śpiewanie o tym. Dawniej śpiewając czułem się mocno sfrustrowany, ponieważ nie miało to dużego efektu. Oczywiście miało efekt na samopoczucie słuchaczy. Ale zdałem sobie sprawę, że teraz mam popularność, którą mogę wykorzystać do pomocy innym ludziom. Mam światło, które jest skierowane w moją stronę, ale mogę się nim podzielić z innymi potrzebującymi.

Jak w takim razie znalazłeś się w obozie dla uchodźców w Berlinie? Kiedy wpadłeś na pomysł, aby nakręcić właśnie tam klip do „Say Something”?

Przez miesiące myślałem nad innymi pomysłami na ten klip.

Więc sam utwór nie został pierwotnie stworzony z myślą o sprawie uchodźców?

Właściwie nie.

Ale pasuje idealnie!

To prawda. Ale to utwór po prostu o uczuciach. Moich uczuciach z przyszłości, które towarzyszą również i innym. Zawsze czułem, że mam coś do powiedzenia i chciałem to z siebie wydusić. Samo przesłanie utworu skłoniło mnie do praktykowania tego o co się modliłem. Początkowo chciałem, aby klip był o zmianach klimatycznych i środowisku. Totalnie odmienny temat. Ale w Niemczech podjąłem współpracę z niemieckim piosenkarzem Gregorem Meylem. Wypuściliśmy wspólną wersję singla na rynek niemiecki. To było w czasie, gdy kryzys migracyjny był najgłośniejszy. Stwierdziłem, że nie jest dobrze, muszę coś w tej kwestii powiedzieć. Chciałem wesprzeć cierpiących ludzi.

A jak postrzegasz Polskę i Polaków w kwestii tolerancji i sprawy uchodźców? Zdaję sobie sprawę z faktu, że media za granicą mogą pokazywać obraz Polski jako kraju mniej tolerancyjnego.

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia. Nie oglądam wystarczająco dużo wiadomości aby mieć pojęcie o prezentowaniu Polski w tym kontekście. To co mogę powiedzieć to moje własne doświadczenia z Polakami. Zdaję sobie również sprawę z trudnej historii tego kraju. Na tyle na ile ją rozumiem Polska była w kiepskiej sytuacji. Była piętnowana przez inne kraje.

Może właśnie dlatego się boją?

Nie mam pojęcia. Ale powiedzmy sobie szczerze – każdy się boi. Strach to nie polska przypadłość lecz globalna. To tak jak wspominałem dzisiaj na scenie przed utworem „Fear & Love” – możemy albo żyć w strachu i na nim opierać nasze życie albo w miłości. To chyba część mojej misji – inspirować ludzi do działania w miłości, nie w strachu. Ale jest potężny mur pomiędzy tymi postawami. Wielu ludzi woli żyć w strachu. Ale tak jest w wielu krajach: we Włoszech, w Chinach, Ameryce, Polsce… Wszędzie znajdą się tacy ludzie. Wierzę jednak, że jest w Polsce choćby garstka ludzi, którą nauczyła historia, że nie jest przyjemnie być przegranym. Może zatem to być lekcją, że warto okazać zrozumienie i wyciągnąć rękę. Ale rozumiem, że może to być trudne mając tak skomplikowaną historię.

Walczysz również o prawa zwierząt jako ambasador organizacji Lilongwe Wildlife Trust. Jakie są Twoje obowiązki jako ambasadora? Odwiedziłeś w związku z tym Afrykę?

charlie_winston_03Dokładnie. To było w Malawi, obok Tanzanii. Moim obowiązkiem było przeniesienie kampanii do sfery publicznej. Kampania miała na celu zatrzymanie polowań na słonie w celu uzyskania kości słoniowej. Szczerze mówiąc komunikacja pomiędzy mną a organizacją nie była zbyt dobra. Powodowało to moją frustrację – chciałem pomagać w większym zakresie. Ale gdy poleciałem na miejsce udałem się do miejscowej szkoły razem z moim starym przyjacielem, który pracuje w tej organizacji. Był organizatorem wycieczek na safari, ale nie miałem pojęcia o jego działalności w sferze obrony praw zwierząt. Zainspirował mnie swoją pracą. Dlatego chciałem zostać ambasadorem. I tak to się zaczęło. Ale czasami bycie ambasadorem to po prostu gest. Czasami nawet samo promowanie idei swoim wizerunkiem. To jest ważniejsze niż nie robienie niczego. By dawać innym nadzieję.

To skomplikowane tematy, w które się zaangażowałeś. Ale czy również skomplikowana była praca nad Twoim albumem „Curio city”? Po głowie musiało krążyć Ci mnóstwo zagadnień.

Podczas prac nad albumem nie myślałem o nich. Myślałem po prostu o zrobieniu dobrego albumu, który mi się również spodoba. Jest o potrzebie zmian. Czułem się, jakbym zamieniał się z gąsienicy w motyla. Tak się czuję. O tym jest piosenka „Evening Comes”. Tam wykorzystany został koncept przemiany z człowieka w wampira. A ja chciałem pokazać swoją przemianę z artysty muzyka w coś o wiele większego, o większym zakresie. Chciałem to zamanifestować. Nie wiedziałem jak to zrobić, ale chciałem poszerzyć swoje horyzonty. Bo czułem się zbyt sfrustrowany tym co dzieje się dookoła. Czasami tego nie zaplanujesz.

Stworzyłeś również dwie różne wersje utworu „A Light”. Wersja „Day” oraz „Night”. Co miało na celu stworzenie ich?

Szczerze mówiąc oprócz pokazania pewnego kontrastu pomiędzy tymi utworami traktowałem to jako wyzwanie producenckie. Zastanawiałem się, czy potrafię wyprodukować ten utwór w kompletnie innej aranżacji.

Stworzyłeś zatem dwie wersje, z których miałeś wybrać lepszą, ale finalnie zdecydowałeś się na obie?

charlie_winston_01Właściwie początkowo stworzyłem wolną wersję na początku. Człowiek z mojej wytwórni muzycznej usłyszał jak grałem ten utwór na pianinie. Powiedział, że podoba mu się i widzi w niej potencjał na radiowy hit. Zaproponował, żebym spróbował nieco go przearanżować. Spróbowałem, czemu nie. Potraktowałem to jako wyzwanie. Wyzwanie, które jak się okazało spędzało mi sen z powiek. To był koszmar. Gdy ktoś rzuca mi muzyczne wyzwanie – popadam w obsesję na tym punkcie. Stworzyłem pięć różnych wersji tego utworu. Jedna po drugiej wyrzucałem je do kosza. Nie byłem zadowolony z większości efektów. Ale finalnie pozostały dwie wersje, z których byłem zadowolony. Jednak obie mi się podobały. Nie potrafiłem zrezygnować z żadnej z nich! Nigdy nie słyszałem z kolei albumu, który zawierałby dwa takie same utwory w różnych wersjach. Zagrałem obie wersje tego utworu moim bliskim. Ojcu i bratu. Najpierw zagrałem wolną wersję, potem tę szybszą. Nie zauważyli, że to te same utwory, zaczęli je komentować. Zapytałem więc czy zdają sobie sprawę z tego, że wysłuchali właśnie dwukrotnie tego samego utworu? Wypróbowałem tego samego eksperymentu na moich przyjaciołach. W tym przypadku przy odgrywaniu wersji szybszej mój przyjaciel stwierdził, że gdzieś już ten utwór wcześniej słyszał. To szalone, ale dzięki tym eksperymentom stwierdziłem, że mogę umieścić oba utwory na jednym albumie.

A zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje utwory mają duży potencjał do bycia zremiksowanymi? Z resztą powstało kilka remiksów Twoich utworów. Który z dotychczasowych podoba Ci się najbardziej?

To trudne pytanie. Ale moim ulubionym remiksem jest taki, którego nikt jeszcze nie słyszał. To remiks utworu „Too Long”, który miał pierwotnie zostać singlem, ale to tego nie doszło. Nie pamiętam kto go zrobił, ale bardzo mi się podobał.

Może wypuścisz go kiedyś razem z niepublikowanymi, kolejnymi wersjami „A Light”?

Niewykluczone. <śmiech> Ale trudno jest zrobić dobre remiksy. Nie sądzę nawet, żeby wiele z moich remiksów było dobrych. Bardzo podobał mi się remiks do „The Truth”. Wiem, że wielu moich fanów jednak go nienawidzi.

Czasami remiksy mogą brzmieć zbyt komercyjnie.

To prawda. Tak właśnie mogło być z „The Truth”. Ale trzeba próbować wszystkiego.

A co dalej? Jak wyglądają Twoje dalsze plany?

Moje najbliższe występy odbędą się w Atenach, Istambule i Czechach. A następnie praca nad wieloma pobocznymi projektami. Muzyka elektroniczna, gościnne udziały w utworach, pracuję nad filmem… Ale o tym nie mogę jeszcze mówić.

Rozmawiał Łukasz Sidorkiewicz
Wywiad wyemitowany został w Radiu LUZ dn. 23.04.2016r.