PODZIEL SIĘ

Berlin Festival, choć wydarzenie kojarzące się stricte z muzyką elektroniczną, był zbiorowiskiem artystów również uprawiających sztukę grania na żywych instrumentach. Do takich muzycznych ciekawostek zaliczał się belgijski BRNS. Z ich kompozycji już na odległość można wyczuć nawiązania do tradycji post-rockowych. Ale zamknięcie ich w tej szufladce byłoby grzechem. Przepiękne kompozycje wręcz wzruszają i sprawiają wrażenie zgrabnego soundtracku do poruszającego filmu. Właściwie to skojarzenie jest trafne, bo równolegle z muzyczną – chwalą się swoją filmową formą przekazu. Z Diego Leyderem, gitarzystą zespołu BRNS, spotkaliśmy się jeszcze zanim na dobre festiwal się rozpoczął.

Łukasz Sidorkiewicz: Co skrywa się za literami BRNS? Jak poprawnie wymawiać Waszą nazwę, ponieważ może on być kłopotliwa dla wielu słuchaczy. Mój znajomy na przykład wspomniał: „Hej, dzisiaj grają Burns – chodźmy ich zobaczyć”!

Diego Leyder: To prawda. Niektórzy mówią Burns, niektórzy BRNS. Ale to tak faktycznie Brains. Nazwa pochodzi od filmów o zombie. Zombie jedzą mózgi. Szukaliśmy długo dobrej nazwy dla zespołu – to trudne zadanie. W tamtym czasie oglądaliśmy wiele horrorów z zombie w roli głównej. Jeden z nich pożerał mózgi, a te z kolei wydały się dla nas odpowiednią nazwą. Na początku używaliśmy pełnej nazwy, jednak zdecydowaliśmy się wyrzucić samogłoski. To swego rodzaju żart i ukłon w stronę zespołów MSTRKRFT (Master-craft) czy MGMT. Pozostały więc cztery litery – tyle, ilu jest nas w zespole. Dodatkowo graficznie – to ciekawy zabieg. Ale nie mamy nic przeciwko innej wymowie.

Moim skojarzeniem z „Burns” była płonąca dziewczyna z Waszego teledysku do „Our Lights”.

Faktycznie, to może być dobre skojarzenie.

Pochodzicie z Belgii, jednak szczerze mówiąc nie znam zbyt wielu zespołów z tego kraju, które mogłyby być na świece znane.

Jest ich trochę. Wydaje mi się, że wciąż najbardziej znanym jest dEUS. Popularność zdobywa również Balthazar. Parę lat temu byli również Ghinzu i Girls in Hawaii. Grywali sporo za granicą. Jest jeszcze Soulwax i 2manydjs. Wydaje mi się, że to są Ci najwięksi.

Odnoszę wrażenie, że bardzo wiele czerpiecie z tradycji post-rockowych. Przynajmniej Wasz pierwszy album brzmi jak post-rock z tekstem.

Faktycznie, to nie przypadek. Dawniej bardzo dużo słuchaliśmy post-rocka. Ja słucham go do dzisiaj. Wydaje mi się, że post-rock nieco ucierpiał, ponieważ poszczególne zespoły zaczęły się za bardzo powtarzać. Ale uwielbiamy tworzyć długie, budujące atmosferę i napięcie utwory. To z pewnością dlatego można odnaleźć takie powiązania.

Wasz manager pytał mnie wcześniej o dostępność Waszych nagrań w naszym kraju. Obecnie dostępne są dwa wydawnictwa: singiel „Void” i pierwszy album „Wounded”. Słuchałem jednak również drugiego z nich i muszę stwierdzić, że jest on znacznie spokojniejszy i wolniejszy. Czego szukaliście w brzmieniu nagrań podczas pracy nad ostatnim krążkiem?

Przede wszystkim dziwi mnie dostępność „Wounded”. W takim razie nie spodziewałbym się, że nawet ten krążek będzie dostępny. Jednak to już wytwórnia powinna zadbać o dostępność nagrań na terenach innych krajów. W każdym razie wracając do pytania: podczas nagrywania nowego albumu „Many Chances” nie stawialiśmy sobie żadnych celów. Przed skomponowaniem muzyki nie mieliśmy jednoznacznej wizji. Nie zakładaliśmy zatem, że drugi album musi być spokojniejszy. To wyszło naturalnie. Wiedzieliśmy tylko, że chcielibyśmy mniej kompresji w nagraniach. Więcej przestrzeni, ale z kolei mniej ścieżek dźwiękowych. Na przykład dwa syntezatory zamiast czterech, czy jedna gitara zamiast trzech. Tyle. Napisaliśmy taką muzykę, jakiej chcielibyśmy słuchać. Nawet teraz pracując nad kolejnymi nagraniami na nowy album nie mamy konkretnej koncepcji. Finalny kształt również my poznamy na samym końcu.

Zauważyłem, że uwielbiacie tworzyć fabularne wideoklipy do Waszych utworów. Kto za nie odpowiada i dlaczego się w nich nie pojawiacie?

To prawda. Uwielbiamy mieć fajne wizualizacje, ciekawe okładki albumów – w końcu uwielbiamy również wideoklipy. Przykładamy do tego bardzo dużą wagę. Różni ludzie są odpowiedzialni za różne obrazki. A dlaczego się w nich nie pojawiamy? Nie jesteśmy zbyt dobrymi aktorami – to chyba dlatego. Niezależnie od tego czy to animacja, rysunek czy klip fabularny – umieszczanie nas tam nie byłoby zbyt dobrym pomysłem. Zrobiliśmy to raz. Graliśmy przechodniów w naszym pierwszym klipie, to jednak były znikome role. Może pewnego razu to się zmieni, ale póki co nie jest to zbyt interesujące. Ważniejsze jest to, aby obraz był powiązany z kompozycją. Nie byłoby sensu nagrywać również teledysku, w którym po prostu gralibyśmy na instrumentach. Jeżeli ktoś chce zobaczyć jak gramy – zapraszamy na koncerty! Jeżeli będziemy mieli jakiś ciekawy pomysł na teledysk z nami w roli głównej – zrobimy to. Póki co nie ma takiej potrzeby.

Klipy – szczególnie te animowane są świetne. A „Many Chances” to jest coś totalnie niesamowitego! Ile czasu zajęło tworzenie go?

Szczerze mówiąc nie wiem. Stworzył go Nicolas Fong. Nasz perkusista, Tim, znał go. Razem studiowali. Podobały mu się jego prace. Pokazał nam je – byliśmy pod sporym wrażeniem. Wysłaliśmy do niego maila z zapytaniem, czy ma jakiś pomysł. Kawałek mu się spodobał. Powiedział, że wyśle nam kilka propozycji. Ta nam się spodobała. I tak, po około dwóch miesiącach mieliśmy świetny klip! Ale to on pracował nad projektem, więc nie mogę stwierdzić ile pracy go to kosztowało. Animacje pasują do naszej muzyki, a z „Many Chances” jesteśmy bardzo zadowoleni.

Wiele zespołów ma wokalistów, którym zdarza się grać na różnych instrumentach. Najczęściej są to gitary, jednak ze śpiewającym perkusistą spotkałem się dopiero u Was! Zdaję sobie również sprawę, że z technicznego punktu widzenia może to być problematyczne podczas koncertów. Perkusja generuje mnóstwo hałasu, który w pewien sposób musi zostać wytłumiony na wokalu.

To prawda. Wiele osób, podobnie jak Ty stwierdza, że to musi być trudne. I to prawda! Musiał sporo trenować grając i śpiewając w chórkach, jednak na cele tego projektu musiał się dobrze przygotować. A z punktu widzenia inżynierii dźwięku – to faktycznie kolejne wyzwanie. Dźwięki perkusji wpadają do tego samego mikrofonu co wokal. Musieliśmy więc dopasować odpowiedni mikrofon, który zbiera wąski zakres dźwięków mających źródło tuż przed nim. Powiedziałbym, że jest ze średniej półki, ponieważ wciąż wpada w niego trochę brudu. Ale sprawdza się zarówno w małych klubach, jak i na dużych festiwalach. Wydaje mi się, że znaleźliśmy dobry balans jakościowy dla wzmocnienia wokalu.

Ostatnia kwestia, to Wasze kroki w najbliższym czasie. Domyślam się, że w związku z sezonem letnich festiwali będzie sporo koncertów, ale od strony muzycznej nad czym pracujecie obecnie?

W tym roku mamy około 15 koncertów w wakacje, co jest słabszym wynikiem niż w poprzednim roku. Ale zarazem zbliżamy się do końca trasy promującej obecny krążek. We wrześniu wypuszczamy nowy singiel. Ponadto pracujemy nad materiałem na nowy album. Na jesieni zagramy z pewnością kilka koncertów zagranicznych, zapewne pojawimy się dwukrotnie w Niemczech. W każdym razie świetni jest popracować nad nowymi utworami.

Rozmawiał: Łukasz Sidorkiewicz

Wywiad wyemitowany został w Radiu LUZ, dn. 23.06.2015.

Dziękujemy organizatorom Berlin Festivalu za umożliwienie przeprowadzenia wywiadu podczas wydarzenia.

TAGIpost-rockrockwywiad PODZIEL SIĘ Facebook Twitter tweet !function(d,s,id){var js,fjs=d.getElementsByTagName(s)[0];if(!d.getElementById(id)){js=d.createElement(s);js.id=id;js.src="//platform.twitter.com/widgets.js";fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document,"script","twitter-wjs"); Poprzedni artykułWywiad z We Stood Like Kings: "Zawsze oglądamy film kiedy piszemy piosenki"Następny artykułPodcast Regulator #15 @Radio LUZ Łukasz Sidorkiewiczhttp://www.rgltr.pl