PODZIEL SIĘ

Na ostrawski festiwal ciągnęło mnie już od dawna. Line-up kusił, a opinie znajomych co roku dodatkowo sprawiały, że żałowałam, że mnie tam nie było. W tym roku w końcu udało mi się uwzględnić Colours of Ostrava w wakacyjnych planach. Co więcej, dostałam na niego akredytację – pełnia szczęścia! No i pełno materiału, który sukcesywnie będzie się pojawiał na naszej stronie. Ale póki co kilka słów na temat wydarzeń 15-19.07.

KULTURALNA OSTRAVA

areal_016Festiwal Colours of Ostrava zaczynał się w tym roku 16.07. Jednak ze względu na umówione spotkania z artystami, przewidywane problemy komunikacyjne i potężne kolejki do kas biletowych czy na pole namiotowe, postanowiłam wyruszyć do Ostrawy dzień wcześniej. To była zdecydowanie właściwa decyzja! Okazało się, że Ostrava żyje muzycznie i kulturalnie także przed Colours (a różnie to bywa z miastami-gospodarzami festiwali, które pustoszeją zaraz po zakończeniu tych wydarzeń) – trafiłam na ostatni dzień Festivalu v Ulicich, w ramach którego odbywały się koncerty kilku zespołów obecnych również wśród artystów Colours (m.in. Bazzookas, Too Many Zooz). Idealny sposób na wprowadzenie się w festiwalowy klimat! Ponadto to szansa na zobaczenie dwóch koncertów danego składu – dobrej muzyki przecież nigdy za wiele.

KWESTIE TECHNICZNE

TEREN FESTIWALU

Miasteczko festiwalowe Colours of Ostrava zlokalizowane jest na terenie kompleksu byłej huty Dolni Vitkovice. Choć wydarzenie zostało przeniesione do tej przestrzeni dopiero w 2012 roku (poprzednie edycje odbywały się na obrzeżach miasta), wydaje się, jakby było jej przypisane od zawsze. Postindustrialne zabudowania i elementy machinerii huty nadają niepowtarzalny charakter temu 4-dniowemu muzycznemu świętu. Stanowią one wyjątkowe tło dla odbywających się w Ostravie wydarzeń muzycznych i kulturalnych. Sprawiają, że festiwal Colours jest jedyny w swoim rodzaju.

danger_015 W tej niekonwencjonalnej przestrzeni organizatorzy umieścili w tym roku aż 10 scen o różnym profilu gatunkowym. Nie zabrakło również strefy gastronomicznej, w której królowały langose, bramboraky i liczne czeskie specjały, których nazw nie sposób spamiętać. Świetny zabieg promowania narodowych potraw! Nawet Coca-Cola została w pełni zastąpiona przez Kofolę. Do tego spora ilość straganów, czy strefa designu i chillu. Jakby tego było mało, Czesi zadbali o kino, centrum nauki i technologii, przestrzeń do dyskusji i wykładów, a także różnorodną ofertę warsztatów. Na wypadek, gdyby jeszcze zostało trochę czasu gdzieś pomiędzy koncertami! Tak czy inaczej bardzo na plus.

CZESKA POMYSŁOWOŚĆ

ruzne_002Z atrakcji dostępnych na festiwalu moim zdecydowanym faworytem były hulajnogi! Można było je wypożyczać na dowolną ilość czasu (pierwsza godzina za darmo) i śmigać po terenie festiwalu przedostając się w sprawny sposób pomiędzy scenami.

Innym z dostępnych do wypożyczenia środkiem transportu były rowery. Wypożyczalnia, zorganizowana w ramach akcji charytatywnej na rzecz Afryki, udostępniała je za stosunkowo niewielkie pieniądze – na zwiedzanie Ostrawy, czy dojazdy na dalsze pole campingowe. Całkiem przyjemna alternatywa dla zatłoczonego tramwaju.

CZYSTOŚĆ

ruzne_005W życiu nie pomyślałabym, że pisząc relację z festiwalu muzycznego, napiszę o kwestii utrzymania porządku. Ale o tym warto wspomnieć. Jestem pod sporym wrażeniem tego, jak na festiwalu było czysto. Przede wszystkim brakowało ton wszechobecnych plastikowych kubków, które często radośnie pomykają unoszone wiatrem na terenie większości festiwali, na których miałam okazję być. Tutaj problem rozwiązany był dość prosto – za kubki, w których kupowało się napoje, wyznaczona była kaucja. Tym samym każdy nosił je ze sobą i pilnował aż do kolejnego zakupu lub momentu zwrotu.

NOCLEG

Jareal_012ak to zwykle na festiwalach bywa, najlepszym rozwiązaniem kwestii noclegu jest pole campingowe. Skąd, jak skąd, ale to właśnie z pola przywozi się najwięcej wspomnień, zaraz po koncertach oczywiście. To miejsce spotkań, wspólnych posiłków, szalonych imprez, czy niekończących się kolejek pod prysznice (co też ma swój urok i stwarza idealne warunki do poznawania nowych ludzi). Dla uczestników Colours of Ostrava przygotowane były w tym roku dwa campingi – jeden zaraz przy terenie festiwalu, drugi nieco dalej – w bezpośrednim sąsiedztwie Zamku Śląskoostrawskiego. Ilość miejsc na tym pierwszym była mocno ograniczona i rozeszły się one na długo przed festiwalem. Początkowo byłam nieco zawiedziona, że nie udało mi się na nie załapać – znajdowało się zaledwie po przeciwnej stronie ulicy od terenu, na którym odbywały się koncerty. Później okazało się jednak, że pole przy zamku wcale nie było złym rozwiązaniem. Znajdowało się na tyle niedaleko od Dolnych Vitkovic, żeby na spokojnie przebyć ten dystans na piechotę w jakieś 30 minut (a autobusem i tramwajem jeszcze szybciej), ale też na tyle daleko, żeby odetchnąć od festiwalowego zgiełku. Dodatkowo zaskoczyła mnie jego organizacja i dodatkowe udogodnienia. Pierwszy raz spotkałam się z dostępnością lodówek, mikrofalówek i czajników na campingu! Zorganizowany został też bar, sklep czynny 24/dobę, a co rano przyjeżdżało auto ze świeżym pieczywem. Jedynie prysznicy mogłoby być więcej – 4 kabiny na wszystkie dziewczyny obecne na polu to zdecydowanie śmieszna ilość.

MUZYKA

Wreszcie dochodzimy do zagadnienia najistotniejszego na festiwalu muzycznym – koncertów.

HEADLINERZY

gonzales_011Pierwszym z headlinerów, który pojawił się na ostrawskiej scenie i zarazem tym, z którego występem wiązano spore nadzieje była legenda islandzkiej muzyki – Björk. Sama byłam niezmiernie ciekawa jak jej aranżacje i charakterystyczny wokal będą prezentować się na scenie. Warto zaznaczyć, że Björk jest dość wyjątkową artystką. Jej kontrowersyjna twórczość sprawia, że jej odbiorcy dzielą się na dwie grupy  – zagorzałych miłośników i tych, do których to, co robi, zupełnie nie trafia. Osobiście mam co do niej mieszane uczucia i odbiór jej muzyki w dużej mierze zależy od nastroju i okoliczności, w których jej słucham. Nie chciałam jednak wydawać żadnego osądu przed zobaczeniem jej na żywo – w moim wypadku to zawsze weryfikuje zdanie na temat muzyki i jej wykonawcy. Niestety, koncert na Colours of Ostrava jedynie mnie zawiódł i zdecydowanie nie okazał się pomocny w ocenie mojego stosunku do tej artystki. Przede wszystkim pora występu została wybrana wyjątkowo niefortunnie. O godzinie 20 było jeszcze zupełnie jasno, co zdecydowanie nie wpływało korzystnie na klimat, który zespół próbował zbudować. Dodatkowo realizacja dźwięku pozostawiała wiele do życzenia. Trzeszczące odgłosy dochodzące z głośników to zdecydowanie nie to, czego spodziewałam się po występie artystki tego formatu. Te niedogodności nie przeszkodziły jednak niektórym z zakochanych w Björk festiwalowiczów, którzy rozpływali się na jej temat w zasłyszanych przeze mnie później rozmowach. Ja nadal liczę na to, że będę miała jeszcze okazję usłyszeć ją w nieco bardziej zjadliwym wydaniu.

ebeni_008W moim odbiorze była to na szczęście jedyna wpadka, jaką organizatorzy zaliczyli na tym festiwalu. Dzięki koncertom, które nastąpiły później, w najmniejszym stopniu nie przyćmiła ona ogólnego wrażenia na temat Colours of Ostrava.

Pierwszym z tych zdecydowanie udanych był występ Caribou. Pozytywne opinie, które słyszałam na temat jego występów na żywo zdecydowanie znalazły swoje potwierdzenie w tym, co pokazał w Ostrawie. Jego utwory, oparte w większości na elektronicznych brzmieniach, świetnie zaprezentowały się w aranżacjach na instrumenty. Przyjemne dźwięki dobiegające z głównej sceny rozbujały publikę i pozwoliły rozmarzyć się i odpłynąć w cudowny świat muzyki Dana Snaitha.

st_vincent_013Zdecydowanie odmienny klimatycznie był występ Kasabian w drugi dzień festiwalowy. Koncert tego brytyjskiego zespołu stanowił istną petardę energetyczną, która wywołała szaleństwo przy barierkach. Duet Meighan-Pizzorno podsycał publikę do aktywnego uczestniczenia w koncercie, a zespół dopełniał dzieła serwując najlepsze kawałki z dotychczasowego dorobku zespołu. To pierwszy koncert Kasabian, na jakim byłam. Zdecydowanie nie ostatni!

Drugi dzień festiwalowy obfitował w wyjątkowe emocje na głównej scenie. Kasabian zostali zestawieni z dość sporą konkurencją w postaci St Vincent. Artystka hipnotyzowała publiczność marionetkowymi ruchami, zachwycała solówkami gitarowymi i wyjątkowym wokalem. Nie mówiła za wiele, a mimo to uwaga zgromadzonych pod sceną ludzi była całkowicie skupiona na niej. Ciężko było oderwać wzrok od jej teatralnych gestów i intrygującego, lateksowego kostiumu. Show Annie Clark było dopracowane w każdym detalu – od strojów, przez scenografię, choreografię, po oświetlenie, które w odpowiednich momentach uwydatniało akcenty muzyczne i dodawało dramaturgii temu, co działo się na scenie.

rudimental_016Jakkolwiek by się jednak artyści dwoili i troili, najskuteczniejszy w rozbudzaniu ostrawskiej publiczności okazał się Mika. Jego koncert był ostatnim z występów na tegorocznym Colours of Ostrava i stanowił idealne zamknięcie 4 dni muzycznych wrażeń. Odniosłam wrażenie, że przez świadomość tego, że nie czeka nas już po nim żaden kolejny, wszyscy bawiliśmy się z co najmniej potrojoną intensywnością. Poza tym wszystkim udzielała się niekończąca się energia Miki, który na scenie dosłownie szalał. Biegał od jednej, do drugiej połowy publiczności, tańczył, czy to na scenie, czy na fortepianie, skakał, a nawet turlał się po wybiegu przecinającym tłum. Nie przeszkadzał mu w tym zupełnie deszcz, który okazał się zbawieniem i postanowił ochłodzić nas mniej więcej w połowie występu. Do takiego samego szaleństwa wokalista zachęcał festiwalowiczów. Nawoływał, by tańczyć, jakby nas nikt nie widział i dyrygował nami podczas śpiewania refrenów. A śpiewali wszyscy! Mało kto by nie znał przecież „Relax, take it easy”, „Grace Kelly”, czy „We are golden”. Zespół obdarował nas nawet wielkimi, kolorowymi balonami, które fruwały w powietrzu przez kilka utworów. Bajka!

MOI FAWORYCI

zrni_013Headlinerzy zazwyczaj stanowią jedne z bardziej wyczekiwanych koncertów na festiwalach. Każdy jednak ma swoje upatrzone, ukochane zespoły, do których zobaczenia na żywo odlicza skrupulatnie czas. Jednym z takich artystów był dla mnie Jose Gonzales. Odkryłam tego szwedzkiego wokalistę już dobry kawał czasu temu i od razu pokochałam jego muzykę. Od początku więc wyczekiwałam dnia, w którym uda mi się rozpłynąć w dźwiękach jego subtelnych ballad na żywo. Koncert był piękny. Trafił na porę zachodzącego słońca, którego ciepłe światło idealnie dopasowało się do delikatnych aranżacji, którymi raczył nas Jose.

Jedną z perełek okazał się młodziutki zespół The Mispers. Ich rockowo-folkowe aranżacje idealnie wpasowały się w festiwalowy klimat. Energiczne utwory, wzbogacone przez obecność skrzypiec i ciekawy wokal Jacka Balfoura wprowadziły zebranych pod sceną ludzi w wakacyjny, letni nastrój i nie pozwoliły pozostać obojętnym na ich muzykę. Ponadto nie sposób było nie tańczyć widząc, jak sami muzycy świetnie bawią się na scenie. Lekkość i pozytywna energia z jaką wychodzą na scenę wspaniale tłumaczą, jak udało im się zdobyć sporą popularność w stosunkowo niedługim czasie od powstania

clean_bandit_015Jako wielbicielka muzyki islandzkiej, niecierpliwie wyczekiwałam koncertu Vök. To kolejny młody zespół, zaraz po The Mispers, który z powodzeniem zawładnął serca ostrawskiej publiczności. Scena, na której występowali, była moją ulubioną ze wszystkich 10-ciu na festiwalu. AgroFresh Stage była bowiem umiejscowiona w najbardziej industrialnej części kompleksu, dosłownie pomiędzy zabudowaniami huty. Taka lokalizacja w wyjątkowy sposób wpływała na odbiór odbywających się na niej koncertów. Tak też stało się z koncertem Vök. Połączenie elektroniki, saksofonu, gitary i przejmującego wokalu przyprawiało w tej przestrzeni o ciarki. Istna islandzka magia.

MUZYCZNE ODKRYCIA

areal_011Colours of Ostrava jest festiwalem niezwykle otwartym na nowości. Jak sama nazwa wskazuje, dostarcza nam barwny wachlarz gatunków muzycznych i lubi na każdym kroku zaskakiwać. Czasem spacer przez jego teren może dostarczyć nam więcej emocji, niż byśmy się tego spodziewali. W każdej chwili możemy się natknąć na koncert nieznanego nam wcześniej artysty, który na długo zapadnie nam w pamięci i poszerzy nasze horyzonty muzyczne. Dla mnie najważniejszym odkryciem tego wyjazdu będzie z pewnością zespół Electro Deluxe. Choć zdążyłam na zaledwie 3 końcowe kawałki w ich wykonaniu, zaraziłam się ich twórczością bezpowrotnie. Ale takich przypadkowych koncertów było o wiele więcej. Szalona 9-tka Holendrów z Bazzookas grających ska, przez których z czystym sumieniem spóźniłam się na koncert Björk, miażdżący basem żebra Danger, przy którym ogarnęło nas taneczne szaleństwo z poznanymi 5 minut wcześniej Czechami, czy Sundays on Camdon Road – dwójka chłopaków, którym całkiem zgrabnie wychodzi łączenie elektroniki z gitarą akustyczną i przyjemnym wokalem. Mówi się, że podróże kształcą. Spacery po terenie festiwalowym zdecydowanie też!

OUTRO

areal_001Festiwal Colours of Ostrava to esencja dobrego wydarzenia muzycznego. Wyjątkowa przestrzeń, niepowtarzalny klimat, dobrze dobrany line-up, a do tego fakt, że z gospodarzami można dogadać się mówiąc po polsku! Czego chcieć więcej? Myślę, że jeszcze nie raz pojawię się na terenie Dolnych Vitkovic.

To jeszcze nie koniec ostrawskich akcentów na naszej stronie. W ramach akredytacji udało mi się przeprowadzić kilka ciekawych rozmów, które będziemy stopniowo publikować na łamach www.rgltr.pl.

Relacja: Agnieszka Ejsymont / Zdjęcia: Colours Of Ostrava