PODZIEL SIĘ

Ostatni epizod naszych muzycznych podsumowań okazał się tym, który zajął nam najwięcej czasu. Trudno się dziwić, w końcu przegląd całego zagranicznego rynku muzycznego musi trochę trwać, tym bardziej że albumów słuchanych przez nas w 2015 roku było zdecydowanie więcej niż wybrane 25. Ostatecznie się udało, sprawdźcie do kogo należał ubiegły rok!


25Lianne La Havas – Blood

Wyrazisty wokal o mocno soulowym zabarwieniu, świetne brzmienie zarówno w balladach jak i kompozycjach bardziej żywiołowych – to główne zalety Lianne La Havas. W 2015 roku wydała swój drugi album „Blood”, który jest niejako naturalną kontynuacją debiutu. Dalej jest przyjemnie i lekko. Słyszalne są wpływy wielu gatunków – poza wspomnianym soulem znajdziemy tam też elementy jazzu i muzyki etnicznej. Mam jednak zastrzeżenia do warstwy muzycznej. Jestem przekonany, że głos Lianne w połączeniu z lepszymi kompozycjami byłby o wiele bardziej efektowny. Tu jednak przez dość mocne „uśrednienie” instrumentarium i melodii, efekt ten poniekąd tracimy. Jednego nie można jednak jej odmówić. Konsekwencji – od samego początku wie co i o czym śpiewa, a po delikatnym szlifie być może przy kolejnym albumie będziemy mieć już diament?

POSŁUCHAJ

24The Weeknd – Beauty Behind The Madness

W każdym roku pojawia się taki album, że nie ma się zielonego pojęcia w jaki sposób obiektywnie go ocenić. Tym razem padło na The Weeknd. Dlaczego? Przecież wiadomo, że jest to artysta tak utalentowany, że może w moment stworzyć najlepsze kompozycje wszechczasów. Każda zapowiedź jakiejkolwiek jego produkcji jest ekscytująca i obiecująca. I nagle dostajesz taki krążek. „Beauty Behind The Madness” – z jednej strony dostajemy genialne kompozycje takie jak „Can’t Feel My Face”, czy „The Hills”, a z drugiej kilka pozycji trącących poziomem emitowanych między kolejnymi odcinkami Warsaw Shore „reklamowo-muzycznych przerw”. I znów stajemy przed wyborem – zasługuje na miejsce w takim rankingu, czy nie? Nie wiem do czego zmierza The Weeknd, my – mając na ustach hasło „50 na 50” – dajemy mu szansę.

POSŁUCHAJ

23Andreya Triana – Giants

Andreya Triana jest artystką, którą niezależnie od wszystkiego zawsze będę śledził. Ten status „dożywotniego wsparcia” zdobyła kilka lat temu, gdy śpiewała do muzyki Bonobo i powstał jeden z najpiękniejszych utworów wszechczasów „Stay The Same”. Wiadomo, że zarówno Simon jak i wytwórnia Ninja Tune przypadkowych artystów pod swe skrzydła nie zabiera, a dokładając do tego fakt że od ostatniego solowego krążka wokalistki minęło 5 lat – oczekiwania były mocno pobudzone. „Giants” okazało się jednak większym zaskoczeniem niż ktokolwiek się spodziewał. Wraz ze zmianą wydawcy zmieniła się też estetyka muzyczna. Nowy kawałkom Triany zdecydowanie bliżej do popu i radiowych playlist. Nie jest to zarzut, ale zdaję sobie sprawę, że niektórzy fani mogli być lekko zawiedzeni. Obiektywnie jednak patrząc Andreya nagrałą bardzo dobry album ze świetnymi melodiami, solidnymi popowymi aranżacjami i w niczym nie ustępuje chociażby ostatnim dokonaniom Emeli Sande.

POSŁUCHAJ

22Florence and the Machine – How Big How Blue How

Florence jest osobą wierną swoim muzycznym przekonaniom. Niczego nie robi pod publikę, a jeżeli tak już wychodzi, to przez zupełny przypadek. Stąd również i obawy o jej kolejne wydawnictwo. Ale How Big, How Blue, How Beautiful broni się samo. Bo o ile Ceremonials wydawało się być świętością, o tyle na nowym krążku również czuje się tę niezwykłą więź z artystką. Jest dostojnie i magicznie, jakby obcowanie z krążkiem miało być pewnego rodzaju rytuałem. Z tym, że skracającym dystans do artystki. Mnóstwo tu pięknych, emocjonalnych utworów, jak Queen of Peace czy Long & Lost. Ale i murowanych hitów, radosnych, niezwykle pozytywnych Third Eye oraz Caught czy tytułowego utworu. Niektórzy chyba bardziej czekali na potknięcie Florence, ale to może dopiero przy kolejnym albumie.

POSŁUCHAJ

21Lucy Rose – Work It Out

Mam świadomość że to wybór mocno subiektywny. Jednak do Lucy Rose mam ogromny sentyment. Ładnych parę lat temu trafiłem na profil dziewczyny, która śpiewała chórki w Bombay Bicycle Club. Wtedy przekonano się, że Lucy ma talent wystarczający do tego, aby pisać materiał solowy. Wtedy miała na koncie 2 zarejestrowane kawałki, dziś ma już 2 długogrające krążki. Ten ostatni „Work it Out” jest dla niej przełomem. Lucy w końcu uwierzyła, że nie musi śpiewać tylko i wyłącznie wolnych i melodyjnych piosenek w towarzystwie gitary akustycznej, ale może swój muzyczny zakres poszerzyć. Oczywiście gitara i ballady pozostały, ale mamy też kilka zdecydowanie bardziej singlowych i energicznych kompozycji wraz z poszerzonym instrumentarium, również o narzędzia elektroniczne. To sprawiło, że Lucy jest teraz słuchalna dla zdecydowanie większej grupy ludzi, a po przesłuchaniu całego krążka odczuwamy szereg pozytywnych emocji, nie tylko związaną ze wzruszeniem chęć uronienia łezki. Dzięki temu umieszczam tę płytę w zestawieniu z całkowicie czysty sumieniem i szczerym słowem – „polecam”.

POSŁUCHAJ

20Grimes – Art Angels

Można zarzucić Grimes, że kiedyś była bardziej awangardowa niż obecnie. Faktycznie, ale bardziej przyjaznego wizerunku nie należy odbierać jako krok w tył. Wręcz przeciwnie. Jest jednak kilka punktów wspólnych. To wciąż duża fascynacja azjatycką popkulturą i niemalże ośmiobitowymi dźwiękami. Wysłuchała nawet głosu fanów odnośnie jednego z najlepszych singli tego roku – Realiti, do którego nie posiadała ścieżek źródłowych. A jednak stworzyła go na nowo. Art Angels to wciąż porządne, przyzwoite granie, które jest doskonale pokazanym balansem pomiędzy azjatyckim stylem a fascynacją światem zachodu. Grimes na swoim krążku po prostu nie zawodzi.

POSŁUCHAJ

19Foals – What Went Down

Konstrukcja albumów Foals wydaje się przewidywalna, ale niezwykle fascynująca. Bo oto zespół, który wypłynął na fali radosnych, skocznych brzmień (My Number), a z kolei konsekwentnie realizuje swoje rockowe wizje. Szalony i energiczny był Holy Fire, podobnie jest z What Went Down. I od samego początku krążka przypominają o co w ich muzyce chodzi. Są krzyki, zadziorne gitary i dynamizm. Zmiany tempa i ciarki na plecach. Następnie seria singli, wwiercających się w głowę melodii i po prostu foalsowego brzmienia. Brzmienia festiwalowego, które sprawdza się na wielkich scenach całego świata. I końcowy A Knife In The Ocean, który w siedmiu minutach pokazuje wszystkie środki, którymi zespół potrafi operować grając pięknie na emocjach słuchacza. What Went Down to dwa odsłuchy. Pierwszy, po którym się stwierdza, że to po prostu Foals. I każdy kolejny, który znakomicie potwierdza ich wielką klasę.

POSŁUCHAJ

18Ghostpoet – Shedding Skin

Nikt jak Ghostpoet. To zdanie zawsze ciśnie mi się na usta gdy słucham nowych rzeczy od tego artysty. „Shedding Skin” to trzeci album Obaro Ejimiwe. Świetną rzeczą w jego muzyce jest to, że nie daje się pochłonić żadnym wpływom i naciskom. Po każdym kolejnym albumie pojawiały się słowa „gdyby zmienił to i to, to byłoby lepiej”, on jednak pozostał wierny swoim pierwotnym wzorcom i założeniom. Co wcale nie oznacza, że się nie rozwija. Zachowuje szkielet, gdzieś trzymając się tej około-rapowej estetyki wyrzucania z siebie słów, jednak za każdym razem wzbogaca to o nowe elementy. Tym razem niewątpliwie jest to wzmożona aktywność gitar i perkusji, dzięki czemu całą płyta ma wydźwięk bardziej rytmicznej, żywej – a przy odsłuchu noga często automatycznie wybija rytm, co wcześniej nie działo się często. Kolejna zaleta to staranny dobór gości, jak choćby nadającej melodii w utworze „Sorry My Love, It’s You Not Me” Lucy Rose. Album stał się dzieki temu bardziej dostępny, nie tylko dla zatwardziałych fanów pierwszych produkcji Ghospoeta.

POSŁUCHAJ

17Howling – Sacred Ground

Howling to raczej nieoczywisty wybór. Są oni spod znaku mrocznej, ponurej elektroniki, która jest mimo wszystko bardzo pociągająca. Oszczędna, minimalistyczna, jednak przyjemnie głaszcząca ucho, ponieważ dźwięki w tego typu produkcjach są perfekcyjnie doszlifowane. Tak mają oddziaływać na zmysły. Spokojne, opanowane wokale, które swoją obojętnością często doprowadzają zmysły do szału, chwytają za serce, ściskają gardło. Wsłuchujesz się drugi, czwarty, siódmy raz w Sacred Ground i za każdym razem w tym spokoju dostrzegasz na nowo coś intrygującego. Podobnie jest z ich koncertami. Mrok, minimalizm, ograniczone, choć wyraziste światła. I znów mrok. Do tego świetnie wyprodukowany Short Line, który jest niejako esencją muzyki Howling. Powolny, pulsujący, budujący napięcie, wybuchający. I wciąż tajemniczy. Coś niesamowitego!

POSŁUCHAJ

16Miguel – Wildheart

Wildheart od Miguela była o tyle zaskoczeniem, że nie jest tak banalna, jak można się było spodziewać. Tymczasem dostaliśmy świetny produkt, który choć popowy, to brzmi surowo i pomimo swojej przebojowości brudno. Bo kto mógłby się spodziewać, że w tej muzyce jest miejsce na małe eksperymenty, zabawy z gitarami i szumiącą elektroniką. A co ciekawe, większość utworów to potencjalne single. Krążka słucha się niezwykle lekko, na całe szczęście bez wyrzutów sumienia. Raczej dziką satysfakcją.

POSŁUCHAJ

15Kamasi Washington – The Epic

Kamasi Washington to jazzowy geniusz, który wydał w tym roku imponujące, składające się z trzech krążków wydawnictwo. Rozbudowane kompozycje, na których dzieją się miliony rzeczy, to jego znak rozpoznawczy. Pełne emocji i patosu utwory saksofonowego geniusza płyną niebywale lekko, a do tego są podane w niezwykle przystępnej formie. Wszystko to sprawia, że The Epic to dzieło, które pokazuje przyjazną, ludzką twarz jazzu osobom, które niekoniecznie mają z taką muzyką do czynienia.

POSŁUCHAJ

14Lupe Fiasco – Tetsuo & Youth

Ostatni rok, może dwa lata, może więcej – upłynęły pod znakiem rapu. Wiele osób twierdzi, że faktycznie, jest tego dużo, ale… Albumy rapowe zlewają się ze sobą coraz bardziej, są podobne. A jednak jest coś takiego w Lupe Fiasco, że jego krążka można słuchać w nieskończoność. To czasami przydługie historie, które nie sposób ograniczyć w ramy pięciu minut. Długie kompozycje na Tetsuo & Youth wydają się być jak najbardziej uzasadnione, aby nie pozostawiać niedopowiedzeń. Ciekawe muzycznie, bo potrafią się momentalnie odwrócić o 180 stopni – zaskakująco. Zupełnie jak zwroty akcji w historiach Lupe. To płyta przemyślana, podzielona na cztery rozdziały zgodnie z podziałem roku na cztery pory. A do tego niesłychanie wciągająca, wspominając chociażby świetny, dwuczęściowy utwór Prisoner, czy kończący wydawnictwo, mocny They.Resurrect.Over.New.

POSŁUCHAJ

13Lapalux – Lustmore

Fanem Lapaluxa jestem od dawna. Swoją pozycję ugruntował longplay „Nostalchic” z 2013 roku. Co zatem myślę o „Lustmore”? Przez te dwa lata niewiele się zmieniło. Nie traktowałbym tego jednak jak zarzutu, bo przecież po co zmieniać na siłę coś co jest już wystarczająco dobre? I to jest chyba główna myśl, która siedziała w głowie Stuarta Howarda przy tworzeniu krążka. Niektórzy twierdzą, że jest to płyta nierówna, sinusoidalna. Ja użyłbym bardziej stwierdzenia „różnorodna”. Bo faktycznie, jeśli spytałbym się Was, które kawałki podobają Wam się najbardziej – to pewnie zdecydowana większość wybrałaby te w których występują wokale („Closure” i Szjerdene, „Puzzle” z Andreyą Trianą, czy „We Lost” z samplowanym głosem). Nie zapominajmy jednak, że jest to album przede wszystkim instrumentalny, na którym fani połamanych i hałaśliwych dźwięków spinanych w melodyjną klamrę znajdą ujście swoich zajawek. Ja kupuję tę formę w całości i uważam, że „Lustmore” to ścisła czołówka elektronicznych produkcji roku 2015.

POSŁUCHAJ

12ASAP Rocky – At Long Last Asap

Przyznaję, że do długo dojrzewałem do muzyki A$AP Rocky’ego. Przy pierwszym krążku słuchałem pojedynczych kawałków i nie do końca przemawiała do mnie ta cała „kodeinowa otoczka”. Jednak przy albume AT.LONG.LAST.A$AP coś się zmieniło. Gdy Rocky wychodzi na scenę nie ma na sobie piętnastu złotych łańcuchów i pierścieni, ale jeansy, timberlandy i biały t-shirt bez nadruku. Taka forma zdecydowanie do mnie przemawia, podobnie ma się to do muzyki. Mam wrażenie, że Rocky trochę się uspokoił w stosunku do debiutu, utwory są bardziej przemyślane i treściwe w swojej często wręcz ascetycznej formie. Prezentuje też szeroki muzyczny horyzont, bo na jednym krążku mamy utwór z Rodem Stewartem i Miguelem, melodyjną podróż w „L$D”, i jeden z moich ulubionych kawałków a.d. 2015 „Canal St.”. To jest właśnie Rocky, którego chcę słuchać.

POSŁUCHAJ

11Sufjan Stevens – Carrie & Lowell

Sufjan Stevens to artysta-zagadka. Człowiek i muzyka, której nawet jeśli nie słuchasz na codzień, to ciężko jest jej w takim zestawieniu nie wyróżnić, a brak znajomości jego płyty byłby zwyczajnym nietaktem. Zastanawiacie się pewnie w czym ten gość z gitarą jest lepszy od innych gości z gitarą. Nie do końca wiem jak na to pytanie odpowiedzieć. Wiem jednak, że pomimo iż folkowy songwriter jest wręcz synonimem nudy w obecnej muzycznej rzeczywistości, to od krążka Sufjana ciężko jest się oderwać. „Carrie & Lowell” jest swoistym powrotem Stevensa do korzeni a dokładniej do „Seven Swans” – ten album ukazał się w 2004 roku. Od wydania pierwszego LP minęło już 15 lat! Ten fakt przed pierwszym odsłuchem mocno mnie męczył. Bałem się, że taki coming out skończy się odcinaniem kuponów na sprawdzonych patentach. Nic z tych rzeczy, Sufjan zabiera nas w bardzo osobistą podróż (teksty opowiadają o jego matce, która przez swoje problemy nie uczestniczyła w jego życiu codziennym), a treść okłada harmonią, refleksją i dbałością o szczegóły.

POSŁUCHAJ

10Donnie Trumpet & The Social Experiment – Surf

Jedno z największych zaskoczeń roku. Chance The Rapper przejął tytuł artysty, który nie zrobił w ubiegłym roku żadnego złego kawałka biorąc pod uwagę zarówno solówki, projekty, jak i gościnne zwrotki. Tym bardziej z utęsknieniem czekaliśmy na realizację projektu Donnie Trumpet & The Social Experiment, który wisiał w powietrzu już od dłuższego czasu. To, że rozpocząłem tekst od Chance’a również nie jest przypadkowe. Pomimo tego iż pojawia się on na tym krążku jedynie gościnnie obok innych zaproszonych artystów – to ciężko wyobrazić sobie ten album bez niego. Niewątpliwie jest na nim najjaśniejszą postacią i najlepiej odnajduje się w narzuconym przez Donniego Trumpeta klimacie fussion jazzu. Ktoś ładnie to napisał, że ten album to miejsce na odpoczynek dla zmęczonych trendami i mainstreamem. I faktycznie za to właśnie go cenię – dużo zabawy formą, radości i miłości do muzyki, zero politycznej poprawności.

POSŁUCHAJ

9Empress Of – Me

Empress Of w przypadku nowego albumu tym, z kim kojarzyła się przy debiucie MØ. Ambitny pop z niezwykle pięknym głosem. Do tego nieoczywiste melodie, które rozbijają wersy i słowa w przedziwnych miejscach, przez co pierwszy odsłuch jest totalnym zaskoczeniem. A doliczając do tej całej wyliczanki fakt, że na albumie nie ma słabych zapychaczy, to zbliżamy się do granicy absurdu. A jednak Empress Of z albumem Me, choć swego czasu docenione, teraz zdaje się być nieco zapomniane. A to zapowiedź pięknej kariery, która będzie utrzymywać stały, niekomercyjny kurs. A skoro mówi się o Me, to nie sposób nie wymienić tak dobrych kawałków, jak chociażby How do You do it, Everything is You czy Water Water, które powinny wypełniać wszystkie modne kluby. I życzylibyśmy sobie, aby nowy rok przyniósł zobaczenie jej na scenach dużych, letnich festiwali. Bo to nie może się nie udać!

POSŁUCHAJ

8George Fitzgerald – Fading Love

George Fiztgerald pomimo całej swojej elektroniczne otoczki, której bliżej do techno niż elektro-popu wypracował sobie charakterystyczne brzmienia. Te z kolei przełożyły się na utwory, które choćby nawet tylko w małym stopniu były przyjemnie melodyjne, to mają w sobie pierwiastek wystarczający aby powiedzieć, że Fading Love jest niezwykły. Bo jest nawet magiczny. W każdym z utworów pomiędzy surowymi, komputerowymi dźwiękami kryje się delikatność i nostalgia. Do tego świetne utwory, o których się nie zapomni, jak np. Full Circle, z gościnnym udziałem Boxed In. Fading love to podróż po ludzkich emocjach, zarówno skrajnych, jak i codziennych. Ten album jest po prostu przepiękny. I choć Georga częściej spotkamy w ramach klubowych DJ Setów, to warto będzie w przyszłości polować na jego pełnowymiarowe koncerty. Z pewnością będzie to niezapomniane przeżycie.

POSŁUCHAJ

7The Internet – Ego Death

Troche soulu, r&b z odrobiną funku i jazzu. Tradycyjne brzmienie, melodyjne utwory, rewelacyjni goście. Tak w kilku słowach można opisać nowy album The Internet „Ego Death”. Jednak takie streszczenie jest w tym przypadku nie na miejscu, ten album zasługuje na to aby powiedzieć o nim zdecydowanie więcej! Syd tha Kid i Matt Martians to byli członkowie Odd Future, teraz w towarzystwie livebandu tworzą The Internet. To już ich trzeci krążek, ale wydaje się że najbardziej przemyślany. Brak tu zaskakujących eksperymentów, jest za to solidnie wykonana i wyprodukowana muzyka od pierwszej nuty otwierającego krążek „Get Away”, aż do ostatniej w „Palace/Curse” gdzie gościnnie udziela się między innymi Tyler The Creator. Właśnie, goście! Poza Tylerem, mamy rewelacyjnych Janelle Monae i Vica Mense, jest też James Fauntleroy i Kaytranada. Zdaje się, że to też element taktyki grupy, który przynosi efekty – bo poza wartością muzyczną, The Internet zdobywa też fanbase swoich gości. „Ego Death” to jeden z najbardziej spójnych albumów w naszym zestawieniu.

POSŁUCHAJ

6Gavin Turek – You’re Invited

„You’re Invited” to tylko 7 utworów, jednak jak widzicie ta ilość wystarczyła na bardzo wysokie miejsce w naszym zestawieniu. Od momentu wydania katowaliśmy krążek dość mocno. Połączenie łagodnego wokalu Gavin z lekko drapieżnymi produkcjami Tokimonsty okazało się bardzo trafione. Całe szczęście, że obie Panie postawiły na gatunkową różnorodność – ma się przez to wrażenie, że pomimo tej krótkiej czasowo, muzycznej przestrzeni album jest perfekcyjnie wypełniony treścią. Nie ma czasu na ziewanie, a muzyka szybko się zapętla. Warto też dodać, że to pierwsze duże wydawnictwo autorskiego labelu Tokimonsty – Young Art Records. Jeśli kolejne będą równie dobre to zdecydowanie „czujemy się zaproszeni”!

POSŁUCHAJ

5Hiatus Kaiyote – Choose Your Weapon

Australia! Moje uwielbienie dla muzyki z tego kontynentu nie zna granic, chociaż przyznaję szczerze, że od czasów Cheta Fakera częstotliwość przepływu muzyki, która mi odpowiadała wyraźnie zmalała. Na szczęście znalazłem sposób na odzyskanie przepustowości tego kanału. Hiatus Kaiyote wydali album rewelacyjny kompozycyjnie. Nikt inny w tym zestawieniu nie łączy tak zręcznie i bezpardonowo ciężaru elektroniki z lżejszymi soulowymi elementami. Gdybym miał wybrać album, na którym są najlepsze piosenki – wybrał bym „Choose Your Weapon”. To jest właśnie fenomen, bo te kompozycje są momentami na prawdę trudne, jednak dalej pozostają piosenkami. Wszystko jest nowatorskie, łączone z pomysłem, niezwykle ciekawe i bardzo smaczne. Gdy słucha się całości można wpaść w swoistą hipnozę, która przynajmniej u mnie wywołuje uczucia podobne do tych pojawiających się podczas oglądania najlepszej bajki na świecie.

POSŁUCHAJ

4Raury – All We Need

All We Need to debiutancki album Raury’ego, który trudni się niezwykle przereklamowanym w dzisiejszych czasach fachem. Po prostu pisze piosenki. Mimo, że rok 2016 był rokiem rapu, to na tym krążku jest on jedynie zdawkowo przemycony. Na pierwszym miejscu słychać tutaj poczciwe kompozycje, wykonane w bardzo minimalistycznym, ale czarującym stylu. Nierzadko jedynie gitara akustyczna, symboliczna domieszka basu i przeszkadzajek. Tylko tyle, a może aż tyle, żeby zachwycić. Spójnie, niebanalnie, ciekawie i niezwykle intrygująco. Tak właśnie brzmi Raury.

POSŁUCHAJ

3Tame Impala – Currents

Tame Impala mają to szczęście w nieszczęściu, że gdy już wydają płytę, to w podsumowaniach rocznych muszą walczyć z Kendrickiem. Tak było w przypadku Lonerism i tak również jest w przypadku Currents. To zespół, który osiągnął pozycję lidera wśród zespołów tworzących nowoczesny rock. Rock, który nie zna kompromisów i jest po prostu bezbłędny. Zarówno studyjnie, jak i koncertowo. Utwory zawarte na Currents, pomimo swojej złożoności doceniane są niemal przez każdego. I wbrew pozorom, te utwory zapadają w pamięć. Bardzo mocno!

POSŁUCHAJ

2Jamie XX – In Colour

To niesamowite, ale Jamie xx stworzył jeden z najlepszych z najlepszych albumów roku, którego nie posądziłbym o taką przebojowość pomimo niesztampowości. In Colour jest tajemniczy, a zarazem hipnotyzujący. Pełen charakterystycznych motywów, brzmień i przede wszystkim detali, które decydują o niesamowitej sile tego wydawnictwa. Od niezwykle pokręconego Gosh, po ezoteryczy utwór Girl. Od samego początku do samego końca. Niemalże ideał. Niemalże.

POSŁUCHAJ

1Kendrick Lamar – To Pimp a Butterfly

Powiedzmy sobie szczerze, w tym roku zwycięzca mógł być tylko jeden. Masa ludzi umieściła Kendricka na piedestale zanim ten album wogóle wydał. Wystarczyło zrobić jedną rzecz – nagrać kontynuację „Good Kid, M.A.A.D City” i to wystarczyłoby do zajęcia miejsca jeśli nie najlepszej to napewno najbardziej wyczekiwanej płyty roku. Jednak Kendrick po raz kolejny zrobił coś genialnego i postanowił wybrać zdecydowanie bardziej ryzykowne rozwiązanie. Wykorzystując ten cały hype i bezwarunkowe zainteresowanie jego osobą, wzniósł się na jeszcze wyższy level i zaserwował wydownictwo, które wymagało conajmniej kilkukrotnego odsłuchu, aby mogło być w pełni zrozumiane. Na temat tego krążka zostało już tyle powiedziane, że nie ma sensu go w kilku zdaniach recenzować. Kendrick nie tylko chciał być popularny, ale chciał też słuchaczy edukować. Za to należy mu się największy plus i dlatego „To Pimp a Butterfly” jest płytą roku 2015.

POSŁUCHAJ

PODZIEL SIĘ Facebook Twitter tweet !function(d,s,id){var js,fjs=d.getElementsByTagName(s)[0];if(!d.getElementById(id)){js=d.createElement(s);js.id=id;js.src="//platform.twitter.com/widgets.js";fjs.parentNode.insertBefore(js,fjs);}}(document,"script","twitter-wjs"); Poprzedni artykułWywiad z Mary Komasą: „Śnię w różnych językach, ale nie po polsku”Następny artykułNoworoczny „Just An Illusion” od Szatta Regulator